środa, 1 czerwca 2016

Rozdział 10 - część 1


 Rozdział dedykuje Lalajly K., Magdzie, Paulinie i Julce Amour!
Dziękuje za wasze komentarze, które motywują mnie do częstszego pisania <3
W poprzednim rozdziale:
Ze smutkiem i z oczekiwaniem spojrzałem na zegarek, ale jak na złość czas dłużył się niemiłosiernie. Sekunda stawała się minutą, minuta godziną, a godzina wiecznością, która na szczęście mnie nie spotka, gdyż zostało tylko dwadzieścia-pięć minut. Jak tylko zadzwoni dzwonek, zamierzam iść do mojej ukochanej, a następnie zacznę się wypytywać każdego kogo spotkam na korytarzu, czy zna osobę co posiada ten cholerny samochód. Kiedy się dowiem kto to jest, to przysięgam wam, że zabiję ją/jego za to, że skrzywdził, tą małą osóbkę, która jest tak ważna memu buntowniczemu sercu.
 
********
Alicja

Gdy pani Eliza skończyła opatrywać moje rany, odetchnęłam z ulgą. W tej chwili byłam bardzo szczęśliwa, gdyż ta męczarnia nareszcie się skończyła.
Pielęgniarka podeszła do szklanej szafy, otworzyła ją i włożyła tam ,,wodę cierpień".  Cały czas nie spuszczałam z niej wzroku. Kiedy odwróciła się, uśmiechnęła się do mnie lekko, zaś ja odwzajemniłam jej tym samym.
Ruszyła w moją stronę. Gdy była blisko mnie, usiadła na tym samym łóżku jednoosobowym, na którym ja się znajdowałam.
- Wiesz co Alicjo - zaczęła spokojnie, zaś ja spojrzałam się na nią zaciekawiona, przechylając głowę w bok. - Myślę, że to co ci się przytrafiło, nie było wypadkiem - jej głos  jest nadzwyczajnie poważny.
- To nie było wypadkiem? - wyszeptałam przestraszona. Przełykam ślinę, która przez moje gardło przechodzi bardzo ciężko oraz podnoszę moje ręce na wysokość klatki piersiowej i spoglądam na nie. Od samej myśli, że to wszystko było celowe, drżą mi dłonie.
- Nie przejmuj się - pani Melis kładzie mi dłoń na barku. Prawdopodobnie był to gest, który miał mnie podnieść na duchu i to się nawet udało. Drżenie prawie całkowicie ustąpiła i na dodatek dzięki temu małemu czynowi jest mi trochę lepiej. Spojrzałam się na nią. Kobieta znowu się uśmiechała.
Cały czas spoglądam na nią zaciekawiona z jedną myślą, a brzmiała ona tak...,,Jak ona może się tak często uśmiechać...?" Zachichotałam, bo w końcu też wszyscy uznają mnie za uśmiechniętą osobę, ale niestety...w większości jest to tylko przykrywka ukrywania mojego bólu przed innymi...co ja gadam? Przed sobą...
- Wszystko w porządku? - pyta się mnie, a ja wstaje z miejsca. Przytakuje i ruszam w stronę drzwi.
- To ja już idę - moje oczy, cały czas przykrywają przypadkowe kosmyki, wyciągam rękę w stronę klamki i kiedy już kładę na nią dłoń, na chwilę się zatrzymuje. ,,Alicjo weź się w garść!" wykrzykuje w duchu. - Do widzenia! - krzyczę. Kiedy wychodzą z pomieszczenia, żegnam uśmiechem pielęgniarkę i ruszam w głąb korytarza.
- Czy to wszystko co się stało było tylko wypadkiem - myślę, a przed mymi oczami pojawia się obraz, na którym jest samochód i te rażące światła. Potrząsam szybko głową, aby się pozbyć tego widoku. - Czy to wszystko wydarzyło się specjalnie? Nawet jeśli tak, czy to by był kolejny atak fanek Ericka? Czy znowu ktoś zostałby przeze mnie rany? - zatrzymuje się i spoglądam na swoje buty, gdyż w mej głowie znowu pojawił się obraz przyszłości, ale nie takiej bliskiej, tylko o wiele odległej, z czasów gdy mój narzeczony stawał się sławny. Mimowolnie po moich polikach spłynęły słone łzy. - Jeśli odpowiedź brzmi ,,tak" na trzy ostatnie pytania, to nie chce nikogo w to mieszać. Nie chce nikomu sprawiać kłopotów...-wzięłam głęboki w dech, gdyż zdecydowałam się już więcej nie martwić, bo w moim krótkim życiu nie ma czasu na smutki. Uśmiechnęłam się szeroko, wycierając łzy i  wolnym krokiem ruszyłam w stronę sali plastycznej.

Kiedy już pod nią byłam, stwierdziłam, że nie opłaca mi się iść na lekcję, gdyż ostało z pięć minut do jej końca. Zrezygnowana wzdycham i ostrożnie siadam pod ścianą, koło drzwi.
Kiedy dzwoni dzwonek, pierwsza z klasy wybiega Rozalia. Dziewczyna była tak szybka, że aż włosy mi zafalowały pod wpływem powietrza, które wytworzyła. Szokowana szybkością dziewczyny, zamrugałam (lekko) rozkojarzona. Nagle złotooka zatrzymuje się, a następnie się cofa. Kiedy jest na przeciwko mnie, kuca spoglądając w me oczy.
- Alice gadaj co się stało? - mówiła bardzo szybko. Tak szybko,że musiałam przez chwilkę zastanowić się nad tym co mówi.
- Nie mam ochoty o tym gadać...- Rozalia skrzywiła się lekko z niezadowolenia. - Pogadamy o tym później...oke? - uśmiecham się przechylając głowę lekko w bok. Białowłosa z niechęcią przytakuję.
- Alicja - słyszę moje imię, wypowiedziane przez tak bliską mi osobę. Spoglądam w stronę klasy i moim oczom ukazuję się czerwonowłosy chłopak. Jest on troszeczkę zmieszany, że mnie tu widzi, ale czemu? Tego już niestety nie wiem.  - Co ty tu robisz? -  zaczął opierać się o kurtynę drzwi. - Myślałem, że będziesz u tej ję...- przerwał, gdyż spojrzałam się na niego groźnie, bo nienawidzę przekleństw - znaczy pielęgniarki - złożył ręce na klatce piersiowej i zaczął udawać obrażonego.
Za chwilę z klasy wychodzi zdołowana Coco, która przytula się do nieźle zarumienionego blondyna, zresztą na jej policzkach również widnieją różowiutkie plamki. Czy ona, aby na pewno jest zdołowana? Czy tylko udaję, aby się do nieco poprzytulać...?
Zrezygnowana wzdycham, zaś dziewczyna  zdążyła mnie zauważażyć i uśmiecha się promienie, ,,odklejając się" od blondynka, który wydawał być się lekko z tego niezadowolony. Czyżby moja przyjaciółka wreszcie sprawiła, że zaczął czuć do niej mięte?
- Jak się czujesz? - jej głos był przesiąknięty troską. Szybko łapie mnie za barki. Zaskoczona spoglądam na jej dłonie. - Ali żyjesz! - krzyczy potrząsając mną z zamkniętymi oczami. Czy ona nie widzi, że ze mną jest wszystko dobrze!? Oczywiście, że nie, bo nawet się na mnie nie patrzy!
- Chocolate zostaw ją - dochodzi do moich uszu, aksamitnie czysty głos różnookiego. Na jego słowa blondynka przestaję mną potrząsać. Puszcza mnie i wstaję na równe nogi, następnie spojrzała się na chłopaka jakby obrażona z nadymionymi policzkami.
Spoglądam na wszystkich mych przyjaciół,  na Nataniela, na bliźniaków, na Rozalie, na Lysandra i na Coco oraz Kastiela, cała paczka daje mi szczęście i nadzieję, gdyż bez nich już dawno bym się załamała i pogrążyła w nicości...ale mam jedną wielką nadzieję...że nie opuszczą mnie po tym jak się dowiedzą o mej chorobie. Nie!
Potrząsam głową.
Oni mnie nie opuszczą, nie są tacy. Nagle przed swymi oczami zauważam czyjąś dłoń. Po bransoletce z gitarą, orientuje się do kogo należy. Uśmiecham się, chwytając ją. Spoglądam na chłopaka, który się nawet na mnie nie patrzy, gdyż chce ukryć przede mną swoje zarumienione policzki. ,,Słodki" myślę, wstając z ziemi. W tle słyszę chichoty moich przyjaciółek.
- A właśnie! - nagle Blacka olśniewa. - Muszę dorwać osobę, przez, którą cierpiałaś! - ekstremalnym tempem wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął w nim coś szukać. Kiedy w końcu znalazł to co chciał, podszedł do Armina. - Znasz może osobę, co ma taki samochód? - czarnowłosy spogląda na zdjęcie.
- Niestety nie - odpowiada, potrząsając lekko głową.
- A może ty? - robi krok w stronę Alexy'ego, ale ten tylko potrząsa przecząco głową. Następnie Kastiel podchodzi do innych osób z naszej ekipy. Kiedy od niechcenia pokazuje zdjęcie Natanielowi, chłopak jakoś dziwnie zareagował, ale pomimo tego, powiedział jak inni, że nie wie do kogo może on należeć...Ale ja podejrzewałam, że blondy co wie.
Nagle do naszych uszu, doszły głośne piski dziewczyn. Pomimo tego, że byliśmy na pierwszym piętrze, było je słychać tak jakby znajdowały się tuż blisko nas. Nagle przeszły mnie zimne dreszcze. Czyżby śmierć mnie liznęła?
- Co się tam dzieję do cholery! - krzyknął ze zdenerwowaniem Kastiel, zaś ja zasłoniłam uszy.
- Idziemy tam? - Rozalia spogląda na nas z zaciekawianiem, zaś w jej złotych oczach zauważyłam iskierki podekscytowania. Przytakujemy i idziemy w korytarzami, które mają poprowadzić nas na dziedziniec.
Nie wiedząc czemu nękało mnie dziwne uczucie, że o czymś zapomniałam...O czym bardzo ważnym...tylko o czym...?
Zatrzymuję się, następnie łapię się za brodę spoglądając w dół.
- Ali - do mych uszu dochodzi głos Leizer. - Czy coś się stało? - spojrzała się na mnie z troską.
- Nie...- ruszyłam przed siebie, a blondynka dotrzymuje mi kroku. - Tylko mam wrażenie, że o czymś zapomniałam - cały czas próbuję zajrzeć do moich ukrytych myśli, aby odnaleźć, to zapomniane wspomnienie.
- Znowu...-mówi z rezygnacją. Spoglądam na nią złowrogo, ale ona tylko zaśmiała się.
- Coco i Erick mają ten sam uśmiech - myślę i nagle mnie coś olśniło. - Erick...randka!! -krzyczę w myślach strzelając sobie mocnego facepalma. Wszyscy spojrzeli się na mnie zaskoczeni.
- Co jej jest...? - szepcze Armin do Rozali, ale ta tylko wzrusza ramionami na znak, że nawet ona tego nie wie.
Kiedy zbliżyliśmy się do tłumu dziewczyn i stojących za nimi przedstawicieli płci męskiej, zauważyłam, że za bramą znajduje się zaparkowane czarne ferrari, należące do Ericka!
Nagle ktoś mnie popycha. Bym zaliczyła dzisiejszym dniu, kolejną glebę, ale w ostatniej chwili złapał mnie Kastiel. Szybko mu podziękowałam i spojrzałam się na sprawce, a raczej na sprawczyni, którą okazała się być Amber. Blondynka spoglądała na mnie wściekle, nagle prychnęła obracając głowę w bok, zaś po moim czole spłynęła animowska kropelka.
Nagle blondyna pstryka palcami.
- Zróbcie przejście! - krzyknęła, zaś tłum się rozstąpił z obawy przed dokuczaniem dziewczyny. Zadowolona (zła) bliźniaczka Nata ze swoją świtą ruszyła w stronę brata Coco, zaś my po chwili ruszyliśmy za nią.
- Hej skarbie - powiedziała do Ericka, a następnie przytuliła się do niego i zaczęła jeździć palcem po jego umięśnionej klacie. Biedny chłopak, próbował ją od siebie odsunąć, ale ta nie ustępowała. Na jego twarz wkradło się zmieszanie, wymieszane z nitką zdenerwowania.
- Puść mnie - powiedział ze sztucznym uśmiechem.
- Ale my się kochamy~- powiedziała słodko, wyciągając telefon z torebki.
- Ale MY nawet się nie zna - przerwał, bo blondyna cyknęła im zdjęcie. Po czole mojego ukochanego spłynęła animowska kropelka.
- Aaa! - krzyczy podskakując. - Spójrz jak do siebie pasujemy! - przyłożyła do jego twarzy telefon, pokazując mu zdjęcie. Spojrzałam się na Nataniela...biedny robił załamkę, co mu się dziwić, jeśli bym miała taką siostrę jak ona, to też bym się załamała, ale na szczęście jestem jedynaczką.
- Amber! - krzyczy, zaś jego siostrzyczka spogląda na nas. - Zostaw go! - składa ręce na klatce piersiowej. Oj~Nat jest śmiertelnie poważny.
Nagle zaczął kropić deszcz.
- Alicja! - krzyczy Erick, ,,delikatnie" odsuwając od siebie żmiję, następnie podbiega do mnie z wielkim banem na twarzy. - Hejka ludziska! - obdarowuje ludzi z mej paczki promiennym uśmiechem. Inni również się z nim witają.
- Ej! Ja go pierwsza zauważyłam - blondi tupie niezadowolona nogą.
- Wiesz co! - krzyczę wściekła. - Idź już lepiej, bo ci się ta maska zmyję - uśmiecham się złowieszczo.
- Nic mi się nie zmyję, to jest mój naturalny wygląd - zarzuca grzywką.
- Taaa~ Prawdziwy, ale chyba po operacji i masie kosmetyków - chichoczę, zaś dziewczyna czerwieni się ze złości.
- A ty co taka mądra - na jej twarz wkradł się grymas, który oznajmiał zadowolenie. - Ty nawet go nie znasz - kładzie dłonie na barki.
- Ja niby nie znam go? - pytam się z lekką rezygnacją w głosie. No powiedźcie mi jak możne być tak głupim. - Niezłe żarty - zaczynam się śmiać.
- Znamy się i to bardzo dobrze - mój chłopak podchodzi do nas,
-Ale ską...d?- pyta się go szokowana.
- T-A-J-E-M-N-I-C-A - literuje, zaś dziewczyna czerwieni się ze złości...znowu.
- Dziewczyny idziemy! - mówi ze zdenerwowaniem w głosie do swoich psiapsiółek, odchodząc. - Zadzwoń~-powiedziała, kiedy przechodziła obok rockmena o zielonych oczach. Biedny pod wpływem jej głosu, dostał dreszczów.
- Idziemy - chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę samochodu.
- Papa~! - krzyczę do mych przyjaciół. - Do zobaczenia! - chłopak otwiera przede mną drzwi do samochodu. Pomaga mi do niego wsiąść, a potem sam siada na swoje miejsce, zapina pasy i rusza z piskiem opon.
- A właśnie...-spoglądam na niego. - Zauważyłem już wcześniej, ale co ci się stało? - był skupiony na jeździe.
- A~ Prawię potrącił mnie samochód - westchnęłam. Nagle chłopak zatrzymał się z piskiem opon. - C-Co ty wyprawiasz!? A jeśli ktoś by za nami jechał - spojrzałam się lusterka, na szczęście za nami nikogo nie było. - Ruszaj idioto! - krzyczę i potrząsam nim lekko.
- Ok...ey - mówi jakiś nieobecny i rusza.
Między nami zapanowała cisza. Spojrzałam się na Ericka, który skupiał się na drodze. Po jego wyrazie twarzy mogłam stwierdzić, że nerwowo się nad czymś zastanawia.
- Wiesz co Alicja...-odzywa się pierwszy raz od dłużej chwili. - Niedługo przyjedzie Zen, powiem mu, aby cię ochraniał - spogląda na mnie ukradkiem i uśmiecha się.
- Zen? - pytam się zaskoczona. Następnie przechylam głowę.
- Nie gadaj mi, że o nim zapomniałaś - biedny chyba się załamał tym co powiedziałam. - Przecież to twój przyjaciel z dzieciństwa I-D-I-O-T-K-O -śmieję się ze mnie, zaś ja nadymam policzki. - No wiesz...brązowowłosy chłopak, o tym samym kolorze oczu. Skryty, tajemniczy, można by powiedzieć tsundere (wyjaśnienie pod rozdziałem) - nadal milczę, Erick wzdycha - mój menadżer łamany na ochroniarz - dostał jeszcze większej załamki.
-Aaaa~ - uderzam pięścią w otwartą dłoń, pokazując tym, że mnie olśniło. - Zaraz, zaraz, zaraz!!! Zen przyjeżdża! Yuhu! - myślę szczęśliwa. Nagle coś mnie olśniło. - Będzie mnie ochraniał? Że co? - powiedziałam i złożyłam ręce na klatce piersiowej, obrażając się.
- No nie gniewaj się - wzdycha. - Wiesz, że ja wszystko robię, aby cię obronić - jego głos przepełniony jest troską.
- I czemu z tobą nie przyjechał?
- Miał coś do załatwienia - znów się uśmiechnął.
- A co mianowicie? - co mi się dzisiaj stało z tymi pytaniami? No znowu, kolejne!
- Pojechał do rodziny od niechcenia - posmutniał. - Pamiętasz, że on ma siostrę o imieniu Katrin - o niej, to pamiętam w końcu prawie każdy wieczór ze sobą piszemy. - Wiesz...martwi się on o to, że przez niego jest samotna...
- A właśnie czemu pojechał od ,,niechcenia"? - uśmiecham się lekko.
- Bo mówił, że chciał jechać ze mną - śmieję się.
- Że co? - pytam się myślach szokowana. - Czyżby Zen kocha Ericka - na moją twarz wkradły się rumieńce, zaś me serce przyspieszyło, bo mojej głowie zaczęły pojawiać się zakazane sceny.
- Alicja...Nie wyobrażaj sobie byle czego - po jego czole spłynęła animowska kropelka.
- Oki - zrobiłam kółeczko z palców.
- A tak właściwie, to gdzie jedziemy? - spytałam się podekscytowana.
- Gdzie jedziemy? Pytasz się? - na jego twarzy pojawia się zadziorny grymas. - Jedziemy tam, gdzie poprowadzą nas drogi~

************************************************************************
Rozdział napisałam w dwie godziny :3 Pomyślcie sobie jak będę szalała nimi w lato XD
Shiro: Jak zawsze będziesz miała coś do roboty, ale się będziesz nudzić i pewnie postanowisz pisać rozdział...
Co nie? XD
Dodaję rozdział dzisiaj, a nie w sobotę, gdyż w niedziele jadę na wycieczkę i wracam z niej w środę, dlatego nw, czy rozdział pojawi się w następny weekend. Może jakiś krótki? Ale nic nie obiecuje ^^
Do czasu wakacji chce wrócić do dodawania rozdziałów co tydzień, zaś w lato (planuje) dodawać je co 2/3 dni, a nawet czasem co 1 ^^
Shiro: Obiecanki cacanki, zobaczymy w lato *patrzy się na mnie podejrzliwie*
Zobaczymy XD
Shiro: Jeśli masz takie plany, to może planuj dalej rozdziały, bo jak dobrze pamiętam, masz ich na razie zaplanowane 17 :)
Może i 17, ale każdy podzielę na 2/3 części XD
Shiro: Co oni z tobą mają...
No właśnie nw XD
Pozdrawiam!
Shiro: Również pozdrawiam.
PS Mogą być błędy, gdyż przez tę burze cały czas głowa mnie boli...ach~te wyczucie na zmianę pogody XD
PSS Wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka!! <3
(Jeszcze 140 wyświetleń i pojawi się rozdział dodatkowy!)

*Tsundere -> osoba jest z początku zimna, oschła i nieufna powoli otwiera się ku innym i odkrywa swoją wrażliwą stronę

6 komentarzy:

  1. Dzień dobry! *szczerzy się do ekranu* Co słych...
    *dopiero teraz zauważa, że dostała dedykacje*
    AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję! :D *uspokaja się dopiero po 10 minutach*
    Rozdział 10/10. Albo jestem ślepa albo nie było żadnych błędów.
    Iiii...... Okazuje się, że to Zen ją potrącił! *...* Nie? A już myślałam... Znajomy Nata... Tatuś? Zobaczymy *szczerzy się w uśmiechu psychopaty i zaciera dłonie*
    U ciebie też była burza? U mnie pogrzmiało, spadły 3 krople z nieba, pobłyskało i to tyle.
    W ogóle zapomniałam *daje sobie porządnego faceplama*
    NAJLPEPSZEGO Z OKAZJI DNIA DZIECKA (jeeli wśród nas są jakieś dzieci xdd ) *?*
    17 rozdziałów?! No chyba cię posrało! Nie obchodzi mnie, że będą 2/3 części do każdego. Ja chcę przynajmniej 25 *strzela focha, ale coś jej nie wychodzi* No doooooooobra. Ale nie wiem jak wyrzymam bez tego bloga :(
    Pozdrawiam ciebie, Shire'a i przesyłam... *wywala się na podłogę z 3 workami po 50 kg weny w środku* Yyy... Zgniecioną *?* wenę
    :B Narazie ;*
    PS Dziękuję za dedykację kochana!
    PPS A! Zapomniałam podziękować za dedykację!
    PPPS Dziękuję za dedykację!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WOW~ XD Niezły komentarz, dzięki tobie szczerzę się jak mysz do sera XD
      Dziękuje za masę weny, która mi się przyda <3
      Spokojnie ten blog będzie miał około 25-35 rozdziałów, ale na razie mam zaplanowanych dokładnie 17 XD
      Shiro: Przepraszam, że dopuściłem do nieporozumienia ;)
      Kto chciał potrącić Ali się pytasz? Odpowiedź na to pytanie znajdziesz w przyszłych rozdziałach XD
      Shiro: To chyba wiadome *olewam chłopaka*
      Tak u mnie też była burza, lało jak diabli, ale na szczęście nawałnica nie przeszła :)
      Shiro: Kompletnie mnie olała...
      PS Nie ma sprawy! Bądź pewna, że dostaniesz niedługo kolejną dedykację ^-^
      Shiro: Pozdrawiam!
      Ja też seeerdecznie pozdrawiam! <3 O Shiro kiedy przyszedłeś? :3
      Shiro:...*załamka*

      Usuń
    2. Dzięki, trochę mi się popisało :)
      Ahahahahahahahahhah XD Uwielbiam te wasze kłótnie. Do następnego ;*

      Usuń
  2. Przybywam i komentuję!
    Rozdział świetny, cud, miód, malina :D Na serio mi się podoba.
    A w takie dni, jak dzisiaj jest to wyjątkowo rzadkie! Skąd ja znam te bóle pogodowe! Ach, tak, sama je mam! Wrażliwcy na pogodę, łączmy się! XD.
    Dobrze, ogarniam się już.
    Coś czuję, że Nat coś ma związek z tym samochodem. I Erick też... Czy to nie będzie przez przypadek tak, że to właśnie Erick był sprawcą, oni się pokłócą i Alicja będzie z Kasem? Albo to moja chora wyobraźnia...
    Chciałam bardziej się rozpisać, ale głowa i pogoda nie chcą pogodzić się z moim zamiarem. Żegnam się, śląc dużo weny i pozdrawiam!
    P.S. Dziękuję za dedykację, nie trzeba było. Moim obowiązkiem jest komentować opowiadanie, jedne z niewielkiej elity moich ulubionych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i zapomniałabym: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA DZIECKA!
      Pozwolę wstawić sobie wierszyk. A że jestem zbyt leniwa, to wstawię z internetu (przynajmniej szczerzę mówię XD)
      Pierwszy czerwca dzień radosny
      kwitną kwiatki, słońce świeci...
      W dniu tak pięknym i wspaniałym
      życzę Tobie sercem całym
      moc uśmiechu i radości
      szczęścia, zdrowia, pomyślności.
      Może i nie świeci słońce, ale przekaz chyba jasny...

      Usuń
    2. O jak miło~ :3
      Jak ja kocham moich czytelników i ich komentarze <3
      Shiro: I znowu się szczerzysz jak głupia XD
      Cicho bądź! Nie przerywaj mi w pisaniu komentarza!
      Shiro: Oke ;-;
      Wracając do tematu...
      Bądź pewna, że Erick nie ma z tym nic wspólnego, po prostu się przejął, że coś mogło się jej stać ;)
      Fajnie, że mój blog należy do twojej elity, bardzo się cieszę :D
      Dziękuje jeszcze za wenę i za komentarz <3
      PS Ja również życzę wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka! ^-^
      PSS Łączmy się wrażliwcy na pogodę! XD

      Usuń