niedziela, 27 września 2015

Rozdział 5

Po raz kolejny w życiu otacza mnie bezgraniczna ciemność. Czuję się uspokojona w jej objęciach. Chociaż wiem, że tak nie powinno być, to i tak się nie martwię i wmawiam sobie, że wszystko będzie dobrze.

*******

Stoję na polanie, otoczonej lasem. Spoglądam w dół i widzę, że nie mam butów. Później zauważam, że jestem ubrana w białą zwiewną sukienkę, a moje włosy są rozpuszczone i falują na wietrze.
Nagle słyszę śmiechy. Spoglądam za siebie i widzie trójkę małych dzieci biegnącą w moją stronę. Gdy są blisko mnie, kieruję mój wzrok na blondynkę o jasnozielonych oczach oraz na niebieskowłosom dziewczynę o dwukolorowych oczach. Obie są ubrane w niebieskie sukienki i sandałki. Biegną za czerwonowłosym chłopakiem, trochę wyższym od nich i najprawdopodobniej starszym. Nagle uświadomiłam sobie, że to ja, Coco i Erick z czasów dzieciństwa.

Chce coś powiedzieć, kiedy młodsze wersję naszej trójki są tuż przede mną, ale niestety żaden dźwięk nie może się wyrwać z mojego gardła. One przebiegają przeze mnie. Patrze się na siebie zdziwiona i dopiero teraz uświadamiam sobie, że to są najprawdopodobniej  moje wspomnienie.
Spoglądam na nich, a Erick rzuca się na ziemię z uśmiechem, zaraz za nim ja, a później Coco kładzie się spokojnie.
Śmieją się, opowiadają sobie żarty, a ja obserwuje samą siebie, szczęśliwą i nie czującą żadnego bólu z upływającego czasu.
Słońce zachodziło.
Chłopczyk złapał dwie dziewczynki za rączki. Spojrzał się na swoją siostrę, a później na przyjaciółkę i uśmiechnął się promienie, a one odwzajemniły jego ciepły uśmiech.

Słońce zaszło, a Coco zasnęła leżąc na ziemi. Czerwonowłosy chłopczyk puścił delikatnie jej dłoń, podnosząc się do pozycji siedzącej. Młodsza ja postąpiła tak samo, tylko nadal trzymała go za rękę. Ustali razem i uśmiechnęli się. Dziewczynka spojrzała się w niebo, a ja razem z nią.
- Ercik zobacz, spadająca gwiazda - wskazała na łunę na niebie.
- Pomyśl życzenie  - spojrzał się w niebo i uśmiechnął się lekko.
- Chce, aby...- młodsza ja zamknęła oczy -...wszyscy już na zawsze byli szczęśliwi  - dokończyłam szeptem razem z nią i uśmiechnęłam się ciepło.
Nagle zerwał się mocny wiatr. Spojrzałam się w niebo, na którym pojawiały się czarne burzowe chmury. Przeniosłam wzrok na śmiejącą się dwójkę i śpiącą dziewczynkę. Piorun trzasnął, a obraz zaczął się rozpadać na miliony drobnych kawałków. Najpierw znikły dzieci, a później cały krajobraz. Kiedy pozostała tylko ciemność, jasny piorun przeszył znów całe niebo. Zamknęłam oczy z przerażenia, a gdy je otworzyłam ujrzałam szpitalną sale, doktora i siebie młodszą o dwa lata, ubraną w szpitalny uniform, zaś obecna ja stałam w kłońcie.
-Mam złą nowinę -zaczął doktor, a młodsza ja spojrzała się na niego z niemałym lenkiem. - Bardzo złą nowinę - zaczęłam obserwować go z pustym bez życia wzrokiem, a niebieskowłosa przełknęła ślinę ze strachu.  - Zostało ci niewiele czasu... - spojrzałam  na ziemię. - Nie dożyjesz nawet dziewiętnastu lat - dokończyłam z nim, a łzy spłynęły po moich policzkach.
Młodsza ja spojrzała się przerażeniem na doktora. Później po jej policzkach zaczęły ciurkiem lecieć łzy. Nic nie mówiła, była zbyt wielkim szoku.
Znowu wszystko zaczęło pękać za sprawą pioruna. Świat się rozpadł i pojawiła się tym razem moim oczom mój nowy lekarz i ja z niedalekiej przeszłości.
- Wiesz, że twój stan się pogarsza - spojrzał się poważnie w jej oczy. - Jak tak dalej pójdzie możesz nawet nie dożyć końca następnego roku.
Mój wzrok jak i jej zrobił się pusty. Tylko po moich policzkach nadal płynęły łzy.
- Wiem, ale co mogę począć - odpowiedziała mu spokojnie drżącym głosem, sierpniowa ja.
- Zgódź się na operację  - spojrzała się na niego szokowana. - Co ci szkodzi, jeżeli się uda przeżyjesz, a jeżeli się nie, to i tak zginiesz, tylko odrobinę wcześniej.
Przeniosła swój wzrok w okno, zamykając oczy.
- Zgoda  - powiedziała lekkim uśmiechem.
- Termin na sierpień  - zaczął się kierować w stronę wyjścia. - Dokładniejszą datę powiem ci później -zamknął drzwi, a obraz znów się rozpadł.
Piorun uderzył tuż przede mną. Szybko zasłoniłam oczy ręką, a gdy je tylko otworzyłam, ujrzałam biały szpitalny sufit. Poczułam jak po moim policzku płynie kilka łez.
- Dlaczego mi się to śniło - wyszeptałam.
Poczułam mocny uścisk dłoni, odwróciłam głowę i mimowolnie się uśmiechnęłam kiedy zauważyłam śpiącego Kastiela. Zaśmiałam się cicho, a mojej głowie na chwilę pojawił się obraz Ericka, który dwa lata temu, tak samo trzymał mnie za dłoń i spał.
Potrząsnęłam lekko głową, a drugą dłonią wytarłam moje mokre od łez  policzki i uśmiechnęłam się ciepło. Spojrzałam się na okno i zauważyłam, że jest jeszcze ciemno. Chciałam usiąść, ale poczułam mocne ukucie w okolicy wyrostka i syknęłam z bólu, upadając z powrotem na łóżko.
Zamknęłam jedno oko, a na mojej twarzy pojawił się grymas.
Usłyszałam ciche mamroczenie . Spojrzałam się na czerwonowłosego, który najwyraźniej się przebudzał.
- Co jest grane - wymamrotał, ocierając drugą ręką oczy. Następnie spojrzał się na mnie wpół śpiącym wzrokiem, mrugając kilka razy oczami, a ja się uśmiecham.
- Znowu mi się śni, że się obudziła  - wyszeptał i westchnął.
-Tylko tym razem to nie sen - zaśmiałam się cicho.
Spojrzał się na mnie zdziwiony.
- Alicja! - wykrzyczał ,,rzucając'' się na mnie i przytulając. - Nie wiesz nawet jak ja się martwiłem dziewczyno...
Spojrzałam się na niego zdziwiona.
- On...on się o mnie martwił  - pomyślałam i zarumieniłam się lekko w jego objęciach.
Następnie odsunął się ode mnie na chwile i spojrzał się w moje oczy.
- Idiotko - powiedział groźnie. - Czemu  mi nie powiedziałaś o tym przeklętym wyrostku?! Grałaś i śpiewałaś mistrzowsko, aż tu nagle to cholerstwo się odezwało! - zbulwersował się, a ja spojrzałam się na niego wzrokiem ,,o co kaman? ".
- Jaki znowu wyrostek!! - krzyknęłam w myślach. - Coco...- dodałam po małym zastanowieniu się  - to pewnie ona wymyśliła taką zmyłkę.
- Przepraszam - mówię cicho i spoglądam na niego przepraszającym wzrokiem. - Bardzo przepraszam, że przeze mnie się martwiłeś.
Na moje słowa, przygryza dolną wargę i zarumieni się lekko, odwracając wzrok.
- Nie ma za co przepraszać  - wzdycha. - Na szczęście, że się obudziłaś. Wiesz...- spojrzał się na mnie -....przez tydzień byłaś nieprzytomna  - spojrzałam się na niego nie dowierzając. - Na serio się martwiłem, już się bałem, że nie obudzisz.
Zacisnęłam mocniej dłońmi kołdrę.
- Znowu straciłam, tak ważną część mojego życia i czasu  - pomyślałam, a następnie dodałam na głos:
-Na serio przepraszam  - po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Głupia  - uśmiechnął się lekko. - Nie ma za co przepraszać.
Spojrzałam się na niego i uśmiechnęłam się ciepło.
- Nie myśl sobie, że tylko ja się martwiłem, inni również się martwili i cię odwiedzali  - uniósł swoje kąciki ust do góry.
- A tak pro po...
- Hm?
- Ile tu siedziałeś? - spojrzałam się na niego zaciekawiona i zauważyłam w jego oczach lekkie zaniepokojenie.
- Ile tu siedziałeś? - powtórzyłam pytanie trochę groźniej, a ten westchnął.
- Siedziałem tu cały tydzień  - posłałam mu groźne spojrzenie. - No co?! Nic lepszego nie miałem do roboty.
- A co ze szkołą? - założyłam ręce na piersi.
-Aleś ty uparta  - prychnął. - Przekonałem Rozę, aby ta przekonała Nataniela - wypowiedział jego imię z obrzydzeniem - ,aby ten załatwił mi zwolnienie.
- Ach~ - wzdycham zrezygnowana. - Na serio nie miałeś nic do roboty, skoro poprosiłeś go za pośrednictwem Rozy o zwolnienie - rzekłam rozbawiona, a ten naburmuszył się. Zachichotałam i posunęłam się lekko w bok, robiąc miejsce na łóżku koło siebie. Kasteil spoglądał z lekkim nie dowierzaniem raz na mnie, raz na miejsce. Znów się zaśmiałam i poklepałam ręką wolną przestrzeń. Spojrzał się na mnie wzrokiem ,,ty nie żartujesz". Odpowiedziałam mu ścipskim uśmiechem, a ten uśmiechnął się zawadiacko i położył się koło mnie, przytulając moją osobę. Spojrzałam się na jego twarz i mimowolnie zrobiłam się czerwona jak piwonia. Kastiel zaśmiał się cicho, a ja schowałam twarz przytulając się mocniej do niego. Teraz miałam ochotę go zepchnąć, ale nie miałam siły, a na dodatek było by to nie fer, bo w końcu ja go zaprosiłam.
Wtuliłam się w jego pierś i zaczęłam wsłuchiwać się przyspieszonemu biciu jego serca.
- Myślałam, że tylko moje serce wali jak szalone - pomyślałam i zaśmiałam się w duchu.
- A tak w ogóle, jak ty tutaj wlazłeś, skoro wizyty się skończyły? - spytałam się go po krótkiej chwili, nie odrywając się od niego.
- Nie masz się czym martwić....Mam specjalne pozwolenie  - wyszeptał wpół śpiącym tonem.
- Taka odpowiedź może być  - zaśmiałam się. Moje powieki zaczęły robić się ciężkie, aż w końcu oddałam się w całości krainie Morfeusza.

*******

Obudziły mnie poranne promienie słoneczne, wchodzące przez okno. Ziewnęłam i spojrzałam się na czerwonowłosego chłopaka, a lekki uśmiech od razu wkradł się na moją twarz wraz z rumieńcem.
- Jestem szczęśliwa, - zaczęłam w myślach - że ten buntownik i moi przyjaciele się o mnie martwią, a zarazem smutna, bo dawałam im powód do martwienia się - westchnęłam cicho zrezygnowana, aby nie obudzić Kastiela. - Czuję, że mój czas nadchodzi wielkimi krokami, a do tego jeszcze zmarnowałam kolejny tydzień.
Zaśmiałam się cichutko z mojej bezradności, a Kastiel zamamrotał, przesuwając swoją rękę wzdłuż mojej taili. Kiedy dotarł do miejsca gdzie miałam ranę, syknęłam z bólu. Chłopak od razu oprzytomniał i spojrzał się na mnie z troską wymalowaną na twarzy.
- Mała, coś się stało?
- Możesz wziąć tą rękę  - wyszeptałam z obolałym wyrazem twarzy.
- Przepraszam  - przeprosił i zabrał rękę na moja prośbę.
- Hi, hi - zaśmiałam się, a on spojrzał się na mnie zaskoczony. - Dni dobroci się skończyły, więc możesz mnie wreszcie przestać przytulać i zmykać z mojego łóżka?  -spytałam się go z ścipskim uśmiechem.
- Taka milutka byłaś, że sama mnie zaprosiłaś, a teraz wywalasz  - odparł cicho jak by z lekką nutką rezygnacji w głosie.
- Co ja nie jestem miła? -  powiedziałam składając ręce na piersi, udając obrażoną, oraz nadymając policzki.
- Nie~ wcale~ - przedłużył śmiesznie. - Alicja jest najmilszą osoba na świecie - zaśmiał się.
-To miał być komplement, bo ja nie wiem  - odparłam szczerząc się jak głupia.
- No nie wiem...sama oceń - uśmiechnął się zawadiacko.
- Dobra wezmę to za komplement, ale...
- Co ale? - spytał się zaciekawiony.
- Ale - uśmiechnęłam się chytrze - teraz won z łóżka  - próbowałam go zepchnąć, ale nie miałam sił i zaczęłam ciężko oddychać. Kilka razy nawet zakaszlałam.
Zaniepokojony Kastiel, szybko podniósł się do pozycji siedzącej.
- Wszytko dobrze? - spytał się z troską, a ja westchnęłam zrezygnowana i uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił mój uśmiech podnosząc swoje kąciki ust do góry. Następnie znów położył się koło mnie.
- Mnie tak łatwo się nie pozbędziesz - spojrzał się w moje oczy z czułością.
- Wieżę ci na słowo  - zachichotałam. - Jesteś gorszy od najgorszej choroby.
- Ej! - odparł najwyraźniej obrażony, przybliżając swoją twarz do mojej.
- Co chcesz mnie pocałować? - spytałam się go nieźle rozbawiona.
Ten na moje słowa spojrzał się na mnie zdziwiony i od razy zarumienił się jak piwonia. Zaczęłam się z niego śmiać, a Kas zaczął udawać, że jeszcze bardziej się na mnie obraża.
Ktoś zapukał drzwi, a czerwonowłosy jak poparzony szybko szedł z łóżka, siadając na krześle, które było koło niego, a ja cały czas obserwowałam go.
- Proszę  - powiedział, a drzwi się otworzyły.
W wejściu zauważyłam Rozę, trzymającą bombonierę, Coco trzymającą jakieś kwiatki. Leizer spoglądała na Nataniela z lekkim uśmiechem. Zaraz za Rozalią stał Lysander, koło którego stali bliźniacy.
Spojrzałam się na nich zaciekawiona. Zdziwiłam się, że przyszli tu całą ekipą, a zarazem byłam szczęśliwa ze są.
- Hejka  - powiedziałam podnosząc jedną rękę na przywitanie.
Oni spojrzeli się na mnie zdziwieni. Myślałam, że im zaraz szczęki ze zdziwienia opadną na ziemię. Kastiel zaśmiał się cicho.
- Alicja/ Alice/ Ali! - krzyknęli wspólnie.
Uśmiechnęłam się promienie, a Coco, wraz z Rozą rzuciły się na mnie. Zaśmiałam się, a chłopaki podeszli do łóżka witając mnie z uśmiechem.
- Coco...Roza...złaście ze mnie, bo nie mogę oddychać  - wyszeptałam ledwo.
- Sorki / przepraszam. -powiedziały wspólnie siadając na łóżko. Uśmiechnęły się do mnie, a ja do nich.
- Dobra, opowiadajcie - spojrzałam się na każdego po kolei. - Czy w szkole coś ciekawego się działo.
- Jak zawsze nic ciekawego  - westchnął zrezygnowany Armin.
- A co ty możesz wiedzieć braciszku  - spojrzał się spod byka na brata Alexsy. - Nic tylko nie robisz, oprócz grania na tej konsoli  - westchnął zrezygnowany.
- To jeśli jesteś taki mądry - przewrócił oczami - to powiedz Alicji co się działo w szkole.
- Dobrze, powiem - spojrzał się na mnie. - Do naszej szkoły chodzi nowy uczeń. Nie wiadomo, kim jest, ponieważ jest bardzo skryty i tajemniczy. Co dodaje mu fajności - westchnął rozmarzony,  a ja zrobiłam zdziwioną minę.
- Nazywa się chyba Kentin - poinformował mnie Nataniel.
Zamyśliłam się, łapiąc się za brodę. Nie wiem czemu, ale jego imię mi coś mówiło.
- Może to nasz stary kolega z dawnej szkoły  - powiedziała Coco, a ja pstrykam palcami.
- Tak Ken - uśmiechnęłam się promienie. - Ale on pod koniec roku szkolnego został wysłany przez ojca do szkoły wojskowej - przymrużyłam oczy.
- Tak? - zaciekawił się Alexsy.
- Ciekawe czy jego wygląd się zmienił - zemknęłam oczy, a mojej głowie pojawiła się wizja niskiego chłopaka w dziwnych okularach. Potrząsam lekko moją łepetyną i uśmiechnęłam się.
- Jest wysoki, umięśniony, ubiera się w wojskowe ciuchy  - niebieskowłosy mówił wyliczając na palcach.
- Chyba to nie on  - westchnęła Coco.
- Czemu? - odezwał się pierwszy raz Lysander. Coco spojrzała się na niego i powiedziała:
- Ponieważ nasz Kentin był niziutki i nosił dziwne okulary.
- A tam  - uśmiechnęłam się. - Jak wrócę do szkoły, dorwę go i zobaczę czy to Ken  - uśmiechnęłam się złowieszczo. Przez co po czołach innych spłynęły animowskie kropelki.
- Alicja wreszcie pokazała swoją złą stronę  - rzekł rozbawionym tonem Kastiel, przez co posłałam mu złowieszcze spojrzenie.
Drgnął lekko. Uśmiechnęłam się zadowolona, a reszta zaśmiała się.
- A coś jeszcze się wydarzyło? - spytałam się rozbawiona.
- Tak - powiedział Nataniel. - Moja siostra się z nim całowała, na moich i Chocolatte oczach - na jego twarzy pojawił się mały grymas, a Coco próbowała powstrzymać odruchy wymiotne.
- Jak to widziałam, uciekłam gdzie pieprz rośnie ciągnąc Nataniela - uśmiechnęła się lekko do mnie, a ja pokazałam jej kciuka do góry.
Do pomieszczenia nagle wszedł doktor. Wszyscy się na niego spojrzeli zaciekawieni.
- Widzę, że już się obudziłaś  - uśmiechnął się do mnie, a ja zaczęłam się szczypać w polik.
- Raczej się obudziłam, chociaż nie wiem  - zaśmiałam się.
- Dowcipna to ty jesteś. Moglibyście na chwilę wyjść z pokoju, chce pogadać z pacjentką  - zwrócił się do nich, a oni przytaknęli głową i wyszli z pokoju mówiąc ,,do zobaczenia".
Kiedy zostałam już w pomieszczeniu z samym doktorem, spojrzałam się na niego oczekująco.
- Zastanawiasz się pewnie, dlaczego tutaj przyszedłem? - spojrzał się na mnie, a ja przytaknęłam głową. - Chciałem ci powiedzieć, dlaczego masz tą ranę w okolicy wyrostka. Musieliśmy jakoś odprowadzić nagromadzoną krew, nie tylko z twojego żołądka, ale także niektórych miejsc poza żołądkiem.
- Jeśli dobrze zrozumiałam, jest gorzej niż przedtem. Teraz przynajmniej rozumiem, czemu bolał mnie brzuch - powiedziałam rozmyślając, a doktor przytaknął głową.
- Jest gorzej, ale lepiej niż w sierpniu - uśmiechnął się do mnie. Próbowałam odwzajemnić jego uśmiech, ale na mojej twarzy tym momencik pojawił się tylko leki grymas. Nie mogłam się teraz uśmiechać, ponieważ całe moje ciało wypełniało ogromny smutek.
Doktor Freez po chwili wyszedł, zostawiając mnie samą.

*********
Tydzień później

Dnia dzisiejszego o czwartej rano zdążyłam wyjść ze szpitala. Czemu tak wcześniej, ponieważ Alicja już nie może doczekać się powrotu do szkoły! Czemu powiedziałam o sobie w trzeciej osobie i cieszę się  z powrotu do szkoły. A tam nie będę się zastanawiać.
Ubrałam się dzisiaj w czerwoną szeroką koszulkę, w kwiatowe wzorki. Niebieskie spodnie firmy Robin, moje rękawiczki i ulubione dwa medaliki, oraz dżinsowe, wysokie adidasy.
Kiedy wolnym krokiem weszłam do szkoły, moim oczom ukazała się szalona i beznadziejna ,,trójca święta", czyli głupawa blondyna Amber, czarnowłosa dziunia o imieniu Li, oraz brązowowłosa zadufana sobie dziewczyna, o jak to ciekawym imieniu Charlotte.
Westchnęłam zrezygnowana i zaczęłam iść przed siebie. Kiedy zbliżałam się do ekipy, Amber uśmiechnęła się złośliwie.
- O zobaczcie, kogo tu przywiało.
Strzeliłam  facepalma i westchnęłam zrezygnowana, a Amber zrobiła zdziwioną minę kiedy zobaczyła moją reakcję.
- Widzę, że blondyna jak zawsze szalona.
- Co?! - zaczerwieniła się ze złości.
- Co cię tak wkurzyło? - uśmiechnęłam się złowieszczo.
- Uważaj, bo zaraz coś ci się stanie  - zrobiła kilka kroków w przód.
- Eh? Myślisz, że boję się takiego małego stworka jak ty  - uśmiech cały czas nie schodził mi z twarzy.
- Ty mała - wysyczała. - Teraz to przesadziłaś - zaczęła iść w moją stronę uniesioną ręką, a ja przyjęłam poważny wyraz twarzy. Kiedy już miała mnie walnąć, nagle ktoś mnie przytulił, odciągając mnie od niej i następnie przywalił w dłoń Amber. Spojrzałam się do góry i ujrzałam burzę czerwonych włosów. Uśmiechnęłam się od razu, a blondi zrobiła zdziwiony, a zarazem przestraszony wyraz twarzy.
- Kas...tiel - wydukała zdziwiona.
- Jeszcze raz ją tkniesz, a obiecuję, że złamię mój kodeks niebicia kobiet, specjalnie dla ciebie  - wycedził.
Po jej policzkach popłynęło kila łez, odwróciła się na pięcie i odeszła wraz ze swoimi przyjaciółeczkami.
- Dzięki - podziękowałam mu, rumieniąc się lekko.
- Nie ma sprawy mała  - uśmiechnął się. - I uwierzyć, że ta zdzira się do ciebie przylepiła.
- Tak, tak  - przewróciłam oczami. - A tak pro po, możesz mnie łaski swej puścić.
Spojrzał się na mnie i dopiero teraz sobie najwyraźniej uświadomił, że nadal mnie przytulał. Szybko odsunął się ode mnie czerwieniąc się. Uśmiechnęłam się i ruszyłam  w głąb korytarza, a on za mną. Kiedy chodziliśmy, nagle moim oczom ukazała się moja przyjaciółka Coco, stojąca na ławce z wielkim uśmieszkiem.
Ubrana była w białą sukienkę, z czerwonym paskiem, a we włosach miała czarno-czerwoną kokardę, a w lewej dłoni trzymała sok jabłkowy.
Zamrugałam kilka razy oczami, a Kastiel oparł się zaciekawiony o szafkę obserwując Leizer. Na samym końcu korytarza szedł Nataniel, z jakimiś papierami, które przeglądał.
- Nie mów mi, że ona zrobi to co myślę  -pomyślałam. - Nie powinna tego zrobić...Chociaż znam ją, aż za dobrze  - po moim czole spłynęła animowska kropelka.
Kiedy blondyn przechodził koło dziewczyny, Coco uśmiechnęła się zadowolona.
- Nataniel  - powiedziała, a chłopak na nią się spojrzał. - Przyniosłam ci twój soczek! - krzyknęła zawieszając mu się na szyję, z szerokim uśmiechem. Chłopak spojrzał się na nią zarumieniony, upuszczając część papierów na ziemię.

(Mój stary rysunek XD A i przepraszam za jakość)

Coco spojrzała się na niego wyczekująco, nadal zawieszona na jego szyi, a Nataniel zaczerwienił się jak piwonia.
Zaczęłam się z nich śmiać z Kastielem. Tak, że aż do naszych oczów leciały łzy.
- Haha. Widziałeś minę Nataniela  -upadłam na kolana waląc pięścią podłogę ze śmiechu.
- Tak, ale się zaczerwienił - oparł się o szafki i uderzał je. - Twoja przyjaciółka jest szalona, ale zabawna.
- Zgadzam się. Hihi - zachichotałam. - W końcu to moja przyjaciółka  - wskazałam na siebie z dumą nadal siedząc na ziemi.
Nadal byśmy się śmieli, ale zadzwonił ten przeklęty dzwonek na lekcje. Kastiel westchnął zrezygnowany, wycierając z kącików oczu łzy. Podszedł do mnie i podał mi rękę. Chwyciłam ją, a czerwonowłosy pomógł mi wstać. Następnie ruszyliśmy na pierwszą lecę dzisiejszego dnia. Wchodzimy do klasy i siadamy razem w naszym ulubionym miejscu, czekając na przyjście nauczyciela. Kiedy wreszcie do klasy wchodzi groźnie wyglądający brunet o jasnozielonych oczach, mówimy ,,dzień dobry", a on podchodzi do biurka. Odkłada dziennik i wyjmuje jakieś kartki z torby.
- Proszę pochować wszystkie książki i piórniki  - uśmiechnął się zadowolony. - Czas na mały sprawdzian.
- Eh~ - uczniowie wzdychają zrezygnowani i chowają swoje rzeczy. Nauczyciel spogląda na mnie i Kasa.
- Alicjo, ty i twój ,,partner" nie musicie pisać tego sprawdzianu, ponieważ was dość długo nie było. Napiszecie go później.
- A mogę go teraz napisać? - spytałam się nauczyciela, a on (jak i reszta klasy) spojrzał się na mnie zdziwiony.
- Tak, możesz.
- To, oke  - uśmiechnęłam się i pokierowałam swój wzrok na Kastiela, a on spojrzał się na mnie wzrokiem typu ,,ty tak na serio? ". Przytakuje, a ten wzdycha, kładąc się na ławkę.
Kiedy sprawdziany zostały rozdane. Spojrzałam się na Coco, a ona na mnie. Przytaknęliśmy razem i zaczęliśmy pisać jak, że ,,trudny" sprawdzian z matmy. Ku jeszcze większym zdziwieniu wszystkich, we dwie skończyłyśmy pisać po niecałych pięciu minutach.
Podeszłyśmy do nauczyciela, oddając mu napisane sprawdziany. Wszyscy uczniowie spojrzeli się na mnie i na nią nie dowierzając.
- Skończyłyście?
- Yhm  - przytaknęłyśmy.
- Dobrze. To wracajcie na swoje miejsca, a ja sprawdzę wasze sprawdziany.
Wróciliśmy na swoje miejsca, a nauczyciel  wyjął czerwony długopis i zaczął sprawdzać nasze kartkówki. Po krótkiej chwili na jego twarz wkradło się małe zdziwienie. A my z Coco, posłałyśmy sobie zadziorne uśmieszki.
Kiedy wszyscy oddali już swoje kartkówki, nauczyciel powiedział, że oda nam sprawdziany w poniedziałek. Dzwonek zadzwonił, a my wyszliśmy na przerwę. Moją uwagę od razu przykuł brunet o zielonych oczach, ubrany w czarny T-shirt, białą koszulę, w spodnie moro oraz czarne glany, zaś na jego szyi zawieszony był nieśmiertelnik. Uderzyłam pięścią, w otwartą dłoń, a następnie ruszyłam w stronę tego chłopaka.
- Hejo  - przywitałam się, kiedy byłam blisko niego. - Jestem Alicja, a ty?
Spojrzał się na mnie zaskoczony i uśmiechnął się do mnie.
- Ja jestem Kentin i jestem na stówę pewien, że się znamy.
- Dobrze wiedziałam, że to ty. Tylko musiałam się upewnić  - zmierzyłam go wzrokiem od dołu do góry. - Kentin, ale się zmieniłeś.
- Widzisz, ludzie się zmieniają - podszedł do mnie. - Nie bój się nikomu nie powiem o twojej chorobie  -wyszeptał mi na ucho, a ja zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia. - Coco już mnie o to poprosiła - zaczął mnie wymijać, a ja stanęłam szokowana. - Nara  - pomachał mi na pożegnanie i odszedł.

Na ostatniej przerwie, spotkałam się z moimi przyjaciółmi.
- Co powiecie na mały shopping w jutrzejszy dzień - zaproponował Alexy.
- Możemy iść jak chcecie  - powiedziałam, a reszta przytaknęła głową.
- Spotkamy się jutro w domu Alicji i Coco. Pójdziemy razem na PKS i  z stamtąd pojedziemy do sąsiedniego miasta, aby nasz shopping odbył się w galerii - Roza klasnęła w dłonie, podskakując do góry szczęśliwa.
- A o której mamy przyjść? -spytał się Nataniel.
- Hm...- zrobiłam myślącą minę. - Tak gdzieś na dziesiątą.
- Okey - powiedzieli wszyscy wspólnie posyłając sobie uśmiechy.
Wszyscy się rozeszli, a ja zostałam sama z Coco.
- Wiesz, co Alicja, ja dzisiaj pójdę wcześniej do domu. Wrócisz sama...co? - zrobiła pytającą minę.
- Okey - uśmiechnęłam się.
- Dzięki.
Coco wyszła, a ja poszłam na dach. Kiedy już byłam na nim położyłam się na ziemi i spojrzałam się w błękitne niebo. Zamknęłam oczy nadsłuchując się śpiewom ptaków. Nagle usłyszałam kroki. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam się na wejście, a na moją twarz od razu wkradł się uśmiech.
- Nie idziesz do domu? - spytał  się mnie czerwonowłosy.
Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Właśnie chciałam iść.
- Odprowadzę cię.
- Oke.

Kiedy wyszliśmy ze szkoły, poszliśmy do mojego domu przez park. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, żartowaliśmy sobie, śmialiśmy się. Kiedy chłopak odprowadził mnie pod same drzwi, podziękowałam mu za odprowadzenie i weszłam do domu. Zdjęłam buty, a w progu od razu ustała z założonymi na barki dłońmi Coco.
- Hejo Coco.
- Cześć Ali  - podeszła do mnie i złapała mnie za rękę. - Chodź - zaprowadziła mnie do środka.
Przełknęłam ślinę zdziwiona, ponieważ na sofie siedział brunet o zielonych oczach, ubrany w czarny garnitur, a koło niego siedziała kobieta o niebieskich oczach i jasnoniebieskich włosach, ubrana w czarną sukienkę, sięgającą do kolan.
- Hejo mamo. Cześć tato - przywitałam się z uśmiechem.
Rodzice spojrzeli się na mnie i od razu się uśmiechnęli.
- Cześć Alicjo, już przyszłaś ze szkoły? - spytała się mnie mama.
- Tak, dzisiaj było mniej lekcji  - podeszłam do nich. - A tak pro po, to na ile zostajecie?
- Już chcesz się nas pozbyć  - powiedział z nutką smutku w głosie tata.
- Nie - szybko zaprzeczyłam.
- Spokojnie, dowiesz się jak pojedziemy  - zaśmiał się, a ja strzeliłam sobie  facepalma.
Jeszcze długo ze sobą rozmawialiśmy, ale po pewnym czasie zrobiłam się śpiąca i poszłam się umyć. Kiedy się wykąpałam, ubrałam się w moją ulubioną pidżamę i położyłam się do łóżka.
Spojrzałam się jeszcze w sufit. Westchnęłam i przewróciłam na bok, zasypiając.

************************************************************************
Rozdział skończony ^^ Kurcze jak ja lubię pisać smutne rzeczy ^^
Mam nadzieję, że 5 roz. wam się spodobał, po mimo powtórzeń które były XD (A na pewno były we wspomnieniach XD)
Wiecie co...ostatnio się tak zastanawiam gdzie wcięło Shiro, jakoś od 4 rozdziałów daje mi spokój co jest dziwne O-o
Shiro: Wzywałaś? *uśmiecha się szeroko*
No i wywołałam wilka z lasu *wzdycham zrezygnowana*
Shiro: Odnoszę wrażenie, że jak jestem to jest niedobrze i kiedy mnie nie ma to też jest źle.
Teraz wiesz jaki mam problem *spogląda na mnie złowrogo* Ale *rumienie się* jednak dobrze, że jesteś. *na jego twarz wkrada się zdziwienie, nagle przeciera oczy*
Shiro: Ty się cieszysz, że jestem i do tego się rumienisz?!!? *patrze się na niego zdziwiona* Koniec świata * klęka łapiąc się za głowę, zaś na moim czole pojawia się pulsująca żyłka*
S-H-I-R-O *przeliterowuję ze zgrozą jego imię. Chłopak zadrżał*
Shiro: No...co * trzęsie się ze strachu* Ja odróżnieniu do ciebie nie boję się kogoś *złowieszczy uśmiech*
...
Shiro: Haha *śmieję się, wskazując na mnie* Zatkało kakao XD
Wiesz, że je cię nie znoszę...
Shiro: Wiem, że mnie nie znosisz, ale wiem, że też mnie lubisz i to bardzo *podnosi brwi do góry, a ja spoglądam na niego z obrzydzeniem*
Shiro, koniec tematu....
Shiro: Okey ^^ Już będę cicho.

A teraz mała niespodzianka, o to ona:

Podgląd / Pobierz
Pierwszy szablon wykonany z nudów o tematyce Słodkiego Flirtu XD (Niestety  już pobrany XD)

sobota, 19 września 2015

Rozdział 4

Chocolatte

Ali grała tak jak za dawnych lat, z pasją i ze szczęściem. Na początku się bałam, ale jak tylko zaczęła śpiewać nagle cały mój strach minął.
Jej głos był czysty i piękny, pomimo upływu tylu lat bez śpiewania.
Uśmiechnęłam się ciepło i spojrzałam się na chłopaków śmiejąc się cicho.
- I co? Zatkało kakao? - spytałam się ich, a oni przytaknęli głową.
Dalej w spokoju słuchałam jak moja przyjaciółka śpiewa. Kiedy zbliżała się do zagrania drugiej szybszej solówki gitarowej, zamknęłam oczy.

Udała się jej ona perfekcyjnie, nawet muszę przyznać, że zagrała lepiej od mojego durnego brata.
Zwolniła tempo i zaczęła drugą zwrotkę piosenki. Nagle przestała śpiewać i grać. Spojrzałam się w jej stronę zaskoczona, miała ona przymrużone oczy. Wyglądała tak jak by miała za chwilę upaść na ziemię.
- Alicja, wszystko okey! - krzyknął Kastiel, za nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Moje serce przyśpieszyło ze strachu.
Moja przyjaciółka upada na kolana, z obolałym wyrazem twarzy. Kastiel zaczął biec do niej jako pierwszy, później biegł Lysander. A ja stałam szokowana w miejscu, z przestraszonym wyrazem twarzy.
Alicja zaczęła upadać na ziemie. Szybko zaczęłam biec w jej kierunku, słysząc głośne bicie mego serca.
Ali spogląda na nas przed zderzaniem z ziemią i widzę jej pusty, bez życia wzrok. Kiedy leży już na ziemi, Kastiel jest już przy niej i bierze ją swe ramiona, a zaraz po nim dobiega Lysander klęcząc obok nich.
- Alicja, Alicja, Alicja! - krzyczał jej imię, potrząsając nią lekko. Podbiegam do nich i staję szokowana kładąc dłonie na klatce piersiowej. - Alicja...- mówi cicho drżącym głosem czerwonowłosy i przestaję nią potrząsać.
Wlepiam wzrok na spokojną twarz mojej przyjaciółki, a w moich oczach pojawiają się łzy. Po krótkiej chwili w końcu upadam na kolana szlochając.
- Znowu to się dzieję, znowu....- myślę panicznie i spoglądam przez łzy na prawie płaczącego i przestraszonego czerwonowłosego oraz białowłosego.
Nagle Kastiel wstaję na równe nogi, trzymając Alicję jak księżniczkę.
- Lysander dzwoń po karetkę  - mówi spokojnie, drżącym głosem.
- Do...brze - oszołomiony wyjmuję ze swojej kieszeni telefon i dzwoni na pomoc, a Kastile w między czasie, wychodzi z piwnicy. Kiedy znika mi z oczu, staję na równe nogi.
Cała się trzęsę ze strachu i czuję się tak jak bym miała zaraz upaść. Zaczynam iść za czerwonowłosym. Idę bardzo powoli, pomimo tego, że bym miała ochotę biec do mojej najlepszej przyjaciółki jak najszybciej. Podbiega do mnie Lysander i coś do mnie mówi, ale każde jego słowo jet dla mnie niewyraźne.
W końcu wychodzę na dziedziniec. Widzę przy bramie Kasiela z Ali na rękach. Podchodzę do nich odzyskując zimną krew.
- Kastiel...połóż ją w pozycji bocznej bezpiecznej - mówię do niego.
Chłopak spojrzał się na mnie, a później na Alicję.
- No mówię połóż ją! - wybucham .- Ona może mieć problemy z oddychaniem i przez ciebie może umrzeć! - krzyknęłam na niego wściekła, a ten delikatnie ułożył ją na ziemi, kładąc ją w pozycji bezpiecznej.
Uklękłam przy mojej przyjaciółce i sprawdziłam jej puls. Słabł on z każdą mijającą chwilą. Zaniepokoiłam się, ale nie chciałam ich straszyć, więc nic nie mówiłam. Kastiel uklęk przy mnie, spoglądając na twarz Ali w skupieniu. Za kilka chwil przyjechała karetka pogotowia i załadowali ją do ambulansu. Chcieliśmy z nią jechać, ale lekarz w karetce powiedział nam, że nie możemy. Drzwi się zamknęły, a pogotowie odjechało.
- Musimy do niej jechać! I to migiem  - powiedział szybko Kastiel nieźle zaniepokojony, wyjmując drżąca ręką jakieś kluczyki z kieszeni.
- Nie możesz w tym stanie prowadzić  - powiedział do niego, o dziwo, spokojny Lysander.
Chłopak posłał mu groźne spojrzenie.
- Musimy do niej jechać samochodem, bo ci idioci nie POZWOLILI NAM WSIĄŚĆ DO AMBULANSU!! - krzyknął wściekle podnosząc swój głos.
- Takie mieli przepisy i jesteś jeszcze nie masz prawo jazdy, aby prowadzić - powiedziałam, a ten przeniósł swój wściekły wzrok na mnie.
Przełknęłam ślinę ze strachu.
- A właśnie, że mam prawo jazdy. Guzik mnie obchodzi, czy chcecie ze mną jechać, czy nie  - zaczął wychodzić z terenu szkoły. - Sam sobie pojadę!
Spojrzałam się na Lysandra, ten westchnął i zaczął biec za swoim przyjacielem, a ja za nim. Kiedy dobiegliśmy na parking koło szkoły, zobaczyłam Kastiela przy czerwonym ferrari. Próbował otworzyć drzwi, ale ręka mu się tak trzęsła, że mu się to przez jakiś czas nie udawało.
Kiedy wreszcie udało mu się wsadzić kluczyki do zamka, wszedł do samochodu.
- Kastiel, poczekaj na nas! - krzyknął Rain, podbiegając do samochodu.
- No szybciej! - otworzył okno, tylko po to, aby się na nas spojrzeć. - Dłużej nie będę czekać.
Przytaknęliśmy głową i wsiedliśmy do ferrari.
Obok tego buntownika na przednim siedzeniu usiadł Lysander, a ja usiadłam na tylnym.
Czerwonowłosy wycofał z piskiem opon i nacisnął tak na pedał gazu, że po chili znaleźliśmy się przed szpitalem.
Szybko wysiedliśmy z ferrari i zaczęliśmy biec do budynku. Gdy do niego wbiegliśmy rozejrzałam się, aby poszukać recepcji. Kiedy znalazłam ją wzrokiem, podbiegłam do niej i spytałam się o dziewczynę, która niedawno do nich przyjechała. Recepcjonistka spytała mnie się czy jestem z rodziny. Ja na jej pytanie skłamałam, że jestem, bo mi nic nie powiedziała.
-Poczekaj, zaraz ci powiem, w którym jest w pokoju.
Sekretarka zaczęła szukać coś w komputerze, a ja spojrzałam się na chłopaków. Lysander usiadł w poczekalni, a Kastiel poddenerwowany chodził z tą i z powrotem.
- Twoja krewna jest w pokoju 120.
Spojrzałam się na nią, dziękując jej i pobiegłam do chłopaków.
- Czy pana żona rodzi? - spytał się jakiś staruszek czerwonowłosego jak byłam przy nich.
- Ech...nie  - odpowiedział troszeczkę zdziwiony.
- To co pan taki poddenerwowany? Zwykle tak się zachowują przyszli ojcowie tuż przed narodzinami swojego dziecka  - uśmiechnął się do niego starszy pan, a chłopak westchnął.
- Słuchajcie, jest w pokoju 120  - powiedziałam, a oni przytaknęli i razem ruszyliśmy poszukać pokoju.
Kiedy po dość długiej i nerwowej akcji poszukiwawczej, znaleźliśmy dany pokój, Kastiel nerwowo zapukał w drzwi, a ja westchnęłam.
Drzwi od pokoju 120 się otworzyły.
- Co pan tak puka w te drzwi? - mówi trochę wściekłym tonem wychodząca pielęgniarka z pokoju.
-A to nie pani sprawa. Chce po prostu wejść do mojej przyjaciółki - spojrzał się groźnie na pielęgniarkę, a ona na niego.
- Przepraszam, ale kiedy będziemy mogli pogadać z doktorem? - przeniosłam wzrok na brązowowłosą.
- Gdzieś za pół godziny, albo za godzinę  - zerknęła na mnie.
- Co tak długo?! - zbulwersował się Kstiel.
Pielęgniarka odpowiedziała mu westchnięciem i wróciła do pokoju Alicji.
- Cholera...co jej jest - wysyczał wściekły i podszedł do ściany, którą następnie walnął.

czterdzieści-dziewięć minut później 

We trójkę czekaliśmy w poczekalni, aż doktor przyjdzie. Byliśmy troszeczkę poddenerwowani, ale co nam się dziwić...
Lysander siedział koło mnie. Wyjął on jakieś dwadzieścia minut wcześniej notes, ale wpatrywał się w go, nic nie pisząc. Kastiel zaś stał, oparty o ścianę z założonymi na klatce piersiowej rękami. Cały czas tupał nogą, co mnie niezmiernie denerwowało.
Spojrzałam się na zegarek, który wisiał na ścianie. Doznałam lekkiego szoku, kiedy zdałam sobie sprawę, że od naszego przyjścia minęło tylko pięćdziesiąt-jeden minut.
Westchnęłam zrezygnowana i wyjęłam z kieszeni mojego smartphone.
Poszukałam w kontaktach numeru mojego brata. Kiedy znalazłam dany kontakt z jego głupawym zdjęciem, kliknęłam na niego i wybrałam opcję esemesa.
,,Alicja jest szpitalu. Nie wiem co z nią jest, czekam na przyjście lekarza już prawie godzinę...jak się czegoś więcej dowiem skontaktuję się z tobą.."
Wysłałam mu tą wiadomość, a następnie napisałam do jej rodziców, że ich córka jest szpitalu.
Westchnęłam wkładając telefon do kieszeni, po chili poczułam wibrację. Wyjęłam smartphone i zaczęłam czytać esa od mojego brata.
,,Jak to, że jest w szpitalu! Cholera! Nie mogę teraz przyjechać do niej, jestem za daleko. Cholerna trasa koncertowa!
Chocolate, masz mnie informować o wszystkim co się dowiesz. Mam nadzieję, że z nią będzie wszystko okey, a i mam małe info, niedługo przyjadę was odwiedzić, bo gram koncert w sąsiednim mieście. Masz jej o tym nie mówić...ZROZUMIANO. "
Westchnęłam, a po moim czole spłynęła animowska kropelka.
- Najpierw się martwi, wyzywa i mi rozkazuje...jaki on irytujący...- pomyślałam zła i zaczęłam mu odpisywać.
,,Spokojna głowa, idiotyczny łbie XD Będę cię o wszystkim informować, a i nie bój się nie powiem jej o tej małej niespodziance...może...hihi XD"
,,JAK MNIE NAZWAŁAŚ! Jak przyjadę to dostaniesz serię łaskotek, a i masz jej nie mówić...BO ZABIJĘ."
Nic mu nie odpisałam, tylko spojrzałam się na chłopaków, którzy się we mnie wpatrywali.
- Piszesz esy, kiedy twoja przyjaciółka jest w szpitalu...no nieźle  - powiedział z zdenerwowanym tonem Kastiel, przewracając oczami.
- Pisałam tylko do jej rodziców  - spojrzałam się na niego groźnie.
Już chciał coś powiedzieć, ale do poczekalni wszedł doktor. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a kiedy spojrzał się w moim kierunku, zaczął iść w naszą stronę.
- Mogę z tobą pomówić? - spytał się mnie, gdy stanął przy nas.
Przytaknęłam głową, wstałam na równe nogi.
- A wy, - zwrócił się tym razem do chłopaków - możecie iść do jej pokoju  -  oni przytaknęli głowa i wyszli z pomieszczenia.
Po chwili lekarz również zaczął wychodzić, a ja ruszyłam za nim do jego gabinetu. Gdy byliśmy w środku, usiadł on za biurkiem, opierając się łokciami o nie.
- To powie mi pan co z Alicją?
- Po pierwsze...- uśmiechnął się -...wiem, że nie jesteś jej krewną.
- Jestem jej krewną  - uśmiechnęłam się krzywo.
- Spokojnie, nawet jak nie jesteś jej krewną to ci powiem co z nią jest  - uśmiechnął się, przechylając lekko głowę w bok.
- No, dobrze...- wydusiłam cicho. - Nie jestem jej krewną.
- Dziękuje za szczerość  - uśmiechnął się lekko. - A teraz czas przejść do sprawy z Alicją. -wyprostował się i spoważniał. - Nie jest z nią za ciekawie. Może nie wiesz, ale nas już odwiedziła w sierpniu. - zdziwiłam się.  - Wtedy była cięższym stanie niż jest teraz. Pluła krwią i przez nią się zakrztusiła, przez co nie mogła złapać oddechu i do tego...
- Zatrzymało jej się serce...- wydusiłam szokowana dokańczając za doktora.
- Tak... - przytaknął. - Jak ją uratowaliśmy była trzy tygodniowej śpiące, kiedy się wybudziła, była wtrząchnięta. Pamiętam co w tedy wyszeptała:
- Nie zostało mi za wiele czasu.
W głębi czułam jak by miała zaraz wybuchnąć płaczem.
- Zdziwiłem się i wtedy uświadomiłem sobie, że ona cały czas wiedziała o swoim poważnym stanie, ale nie wnikałem w szczegóły.
- Przecież przez ten cały czas, lekki powstrzymywały poważniejsze objawy...Co się stało, że jej się tak nagle pogorszyło? - mój głos cały czas drżał.
- Możliwe - zaczął cicho - ,że jest tak jak mówiła Alicja. Może nawet nie dożyć końca następnego roku.
Moje oczy poszerzyły się do granic możliwości. następnie przeniosłam swój szokowany wzrok na ziemię.
- Ale jest jedna szansa. Możemy ją podjąć operacji, ale niestety termin jest dopiero na sierpień -uśmiechnął się lekko. - Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to dożyję nawet tych siedemdziesięciu lat, albo nawet więcej.
Na jego słowa uśmiechnęłam się lekko, a w moim sercu zakorzeniła się nadzieję.
- Chociaż, że do sierpnia może jej być ciężko wytrzymać - moje kąciki ust od razu opadły.
- Co ma pan na myśli? - spojrzałam się na doktora pytająco.
- To, że jeżeli wszystko będzie się toczyć tym tempem co teraz, to przez ostatnie miesiące przyszłego roku, nie będzie mogła chodzić do szkoły. Będzie musiała leżeć w łóżku i pewnie dojdzie do tego już  w lipcu, bądź w czerwcu, a może nawet nie będzie takiej sytuacji.
- A mam takie małe pytanie...
- Słucham?
- Jaka jest szansa niepowodzenia tej operacji... - spojrzałam się w skupieniu na doktora. Zaś on odwrócił swoją twarz tak, że na mnie nie spoglądał. Przesz to domyśliłam się, że szansa jest mała.
- 99% szans na niepowodzenie, a 1% na powodzenie - ta wiadomość uderzyła we mnie jak błyskawica.
- Wiedziałam, albo umrze na stole opozycyjnym, albo umrze przez chorobę  - pomyślałam cicho, a mój wzrok zrobił się pusty.
Doktor wstał z miejsca, a ja wodziłam za nim wzrokiem.
- Ochłoń tu sobie  - uśmiechnął się słabo. - Zapomniałem ci przekazać  o jednej rzeczy. Musieliśmy zrobić małą operację, aby odprowadzić jej krew z brzucha  -zamknął na chwilę oczy. - A wiesz czemu tobie zdradziłem tą informację, - stanął przed drzwiami - ponieważ dzwoniłem do jej rodziców i tylko tobie zgodzili się wyjawić całą prawdę.
Wyszedł z gabinetu, zostawiając mnie samą.

Minęła dość długa chwila, zanim się ogarnęłam. Poklepałam się po twarzy i uśmiechnęłam się. Wyszłam z gabinetu i ruszyłam na górę do mojej przyjaciółki i kolegów.
Kiedy weszłam do pokoju, w oczy zaczęła razić mnie ta biel. Spojrzałam się na chłopaków. Kastiel siedział przy łóżku, spoglądając na Alicję, Lysander zaś stał przy oknie, z zamkniętymi oczami, opierając się o ścianę.
Podeszłam do łóżka na którym leżała moja przyjaciółka.
- I co z nią jest? - spytał się Kastiel.
-Wszystko, ok - uśmiechnęłam się lekko. - To tylko wyrostek robaczkowy  -wymusiłam cichy chichot.
-To dobrze  -złapał jej dłoń z małym uśmiechem.
Przez chwilę panowała cisza. Było tylko słychać pikanie w kardiografie, oznaczające bicie serca Alicji, oraz odgłosy spadającej kropli w kroplówce.
- Wcześniej napisałem do reszty  - przerwał tą ciszę Lysander. - Chocolate, zaraz tu będą...wyjdziesz ze mną po nich.
Przystanęłam głową i wyszliśmy z pokoju zostawiając czerwonowłosego i niebieskowłosom samych.

********
Kastiel

Nie wiem jakie władały mną uczucia, kiedy Alicja straciła przytomność i została zabrana do szpitala.
Może strach, zdenerwowanie, smutek, rozpacz, a może troska, bądź miłość.
Kiedy ta dziewczyna pojawiła się w moim życiu, wiedziałem, że ona wywróci cały mój świat do góry nogami. Chociaż znaliśmy się tak krótko to już zawładnęła całym moim umysłem, mówiąc prościej ...nie mogę przestać o niej myśleć.

Lubię się z nią droczyć. Lubię patrzeć jak się uśmiecha i śmieję.
Chociaż czasami mnie wkurza, to lubię z nią przebywać jak z nikim innym. Chociaż, że jest tylko moją przyjaciółką, chciał bym, żeby była dla mnie kimś więcej.
Spojrzałem się na jej twarz i zaśmiałem się cicho.
-Jak ty na mnie działasz dziewczyno - wyszeptałem cicho zadowolony.
Żadna z moich byłych tak na mnie nie działała jak ty. Zrozumiałem to dopiero kiedy tobie coś się stało. Jak by to była jakaś inna dziewczyna, z którą się umawiałem, nawet bym się nie przejął jej zdrowiem. A tu taka niespodzianka. Nie jesteś moją dziewczyną, a władasz całym moim umysłem i nastrojem.
Chwyciłem jej dłoń.
- Coś czuję, że jak byś się dowiedziała co teraz zrobię, to byś mnie zabiła  -zaśmiałem się. Następnie nachyliłem się nad nią i ją pocałowałem.
Odsunąłem się od niej i po raz pierwszy od bardzo dawna zarumieniłem się po pocałunku. Położyłem zawstydzony głowę na łóżko.
- Na serio, przez nią jest ze mną coś nie tak  - zaśmiałem się cicho, zamykając oczy.
Po pewnym czasie zdrzemnąłem się, zasypiając tej spokojnej melodii jej bijącego serca.

************************************************************************
Rozdział trochę krótki, ale wyrobiłam się z nim na sobotę!! Jupi, jupi jej :D
Teraz na stówę przyszły rozdział, czyli 5 pojawi się troszeczkę później niż w tą sobotę, ponieważ jest u mnie odpust przyszłym tygodniu i będę miała gości ;)
A teraz wracając do tematu XD W tym rozdziale dowiadujecie się troszeczkę o mrocznej przyszłości i przeszłości Alicji. Tak samo jest tu już pierwsza rozmowa (ale niebezpośrednia) z nowym bohaterem, który pojawi się później osobiście. To właśnie do niego (jak wspominałam wcześniej) zrobiłam grafikę z jego wyglądem ^^
Tak samo napisałam trochę inaczej końcówkę, mam nadzieje, że będzie wam się podobać ^^
Bez dłuższego przedłużania...pozdrawiam was wszystkich!

PS Rozdział był tylko po części sprawdzany, dlatego przepraszam za powtórzenia i błędy ;)

środa, 16 września 2015

1000 wyświetleń !! + mała informacja :3

Chce wam wszystkim podziękować za te wyświetlenia <3
Blog założyłam gdzieś tak miesiąc temu i już nabiliśmy ponad 1000 wyświetleń. Do tego mam już 8 obserwatorów ^^ za co bardzo dziękuje :3

Koniec podziękowań, a teraz drobna informacja. 
Nowy rozdział pojawi się w tą sobotę, ale proszę komentować, bo jak widzę, że pod drugim rozdziałem skomentowały trzy osoby, zaś pod trzecim tylko jedna, to aż mi się smutno robi. Już teraz się martwię, że zrezygnowaliście z czytania, bo wam się nie spodobał nowy rozdział ;-; 
Dla mnie starczy tylko jeden taki drobny komentarz jak np. ,,Super rozdział."  Taki krótki, a ile szczęścia i motywacji do pisania daję autorowi :)

Drugą zaś informacją jest to, że przyjmuję zamówienia na szablony ;) Jeśli chcesz jakiś zamówić, pisz śmiało w zakładce pt. ,,Zamów szablon"

Bez dłuższego przedłużania pozdrawiam was wszystkich i życzę wam jak najlepszych ocen w szkole ^-^

sobota, 12 września 2015

Rozdział 3

Kiedy lekcja się tylko zakończyła, szybko się spakowałam, następnie podeszłam do Coco, chwyciłam ją za rękę i zaczęłam ciągnąć ją na dziedziniec. Zaskoczona dziewczyna nic nie mówiła, znała mnie i wiedziała, że czasami się tak zachowuje.
Gdy  byliśmy już na miejscu, podeszłam z nią do ławki, która znajdowała się pod drzewem i ją na niej usadziłam. Gdy Leizer siedziała, usiadłam koło niej i spojrzałam się w jej oczy, a ona w moje.
- To co chcesz Ali? - spytała mnie się z lekkim uśmiechem.
- Opowiadaj, gdzie teraz będziesz mieszkać? - mówiłam to z poważnym wyrazem twarzy.
- U ciebie oczywiście  - puściła do mnie oczko. - Tak, twoja ciocia się zgodziła  - powiedziała, gdy zobaczyła moją pytającą minę.
- To super  - przytuliłam ją.  - Wiesz jak ja za tobą tęskniłam. Nie widziałam cię od ponad kilku miesięcy  - odsunęłam ją od siebie, aby się jej dokładniej przyjrzeć. Teraz miała długie włosy sięgające do bioder (kiedy ostatni raz ją widziałam brakowało jej z sześć centymetrów do tej długości) i miała na czubku głowy kitkę, związaną kokardką. Zauważyłam, że nadal ubiera się swój ulubiony strój, czyli jakąś sukienkę i baleriny.
- Ja też tęskniłam  - posłała w moją stronę ciepły uśmiech, który odwzajemniłam.
- Coco...mam do ciebie prośbę...
- Gadaj śmiało.
- Możesz nikomu nie gadać o moim małym związku z Erickiem i o mojej chorobie  - wyszeptałam jej do ucha, a ona spojrzała się na mnie zaskoczona.
- Jesteś pewna, żebym nic nie mówiła  - powiedziała smutna, a ja przytaknęłam głową i uśmiechnęłam się nikło.
- Powiem im jak dojrzeję do tego...obiecuję  - spojrzałam się na nią smutno, a ta mnie przytuliła i pogłaskała po głowie. Po krótkiej chwili odsunęła się ode mnie i zaczęłyśmy sobie opowiadać, to co się wydarzyło w ciągu tych kilku miesięcy. Dowiedziałam się, dlaczego Coco wyjechała dwa miesiące przed zakończeniem szkoły, a powód był jasny. Chciała pilnować swojego starszego braciszka na trasie koncertowej. W tedy szofer Ericka uczył ją indywidualnie, dzięki czemu mogła zakończyć rok szkolny nie przyjeżdżając do naszej starej szkoły. Mówiła, że było to straszne, ponieważ ona kocha naukę i szkole.
A ja jej opowiedziałam o moich nowych przyjaciołach o Rozie, Alexym, Arminie, Lysandrze, Natanielu, no i oczywiście  o Kastielu i o czasie spędzonym tutaj. Akurat, gdy kończyłam opowiadać zadzwonił dzwonek, a my obie się zaśmiałyśmy i ruszyliśmy do klasy biologicznej.
- Wiesz co Coco  - spojrzałam się na nią jak szliśmy po schodach. - Na następnej lekcji poznam cię z całą ekipą.
- Oke  - odpowiedziała mi jak weszliśmy na piętro. Kiedy byłyśmy w klasie usiedliśmy na swoje miejsca. Ja z Kasem, który jest już moim towarzyszem broni na każdej lekcji, a ona z Kim, która akurat siedziała sama. Pan Frazowski, nasz wychowawca przyszedł i zaczęła się lekcja biologi, która zleciała bardzo szybciutko.

Kiedy już wyszliśmy z klasy, powiedziałam Coco, żeby zaczekała przed nią.
- Roza, Kastiel! - krzyknęłam, a dwójka się na mnie spojrzała.
- Możecie na chwilę podejść  - powiedziałam, a białowłosa oraz czerwonowłosy przytaknęli.
Kiedy podeszli do nas, przywitałam ich z uśmiechem.
- Co się tak szczerzysz mała? - zapytał mnie Kas i uśmiechnął się zawadiacko.
- A co nie mogę się uśmiechać, duży  - zaśmiałam się, a białowłosa spojrzała się na nas rozbawiona, zaś Coco zaskoczona.
- A tak pro po, chciałam wam przedstawić dokładniej, moją przyjaciółkę z dzieciństwa Chocolate Leizer - wskazałam na Coco elegancko dłonią.
- Miło mi Chocolate. Jestem Rozalia, ale proszę mów do mnie Roza  - wyciągnęła do niej dłoń złotooka, a blondynka ją chwyciła i uścisnęła.
- Mi również miło cię poznać Rozo i proszę mów do mnie Coco  - uśmiechnęła się do dziewczyny.
- A ja jestem Kastiel  - powiedział poważnie, nawet nie wyciągając do niej ręki.
- Miło mi - uśmiechnęła się lekko.
- Rozo, może się zapoznasz z Coco bliżej? - zaproponowałam dziewczynie, a ta się uśmiechnęła i powiedziała oke. Gdy Roza i Coco gadały podeszłam do Kasa.
- Ale byłeś poważny  - zaśmiałam się szturchając go lekko w ramię.
- No co? - spojrzał się na mnie. - Ona mi kogoś irytującego jak na razie przypomina  - spojrzał się na blondynkę.
- Niech zgadnę, - westchnęłam, wzruszając barkami - Nataniela - spojrzałam się na niego rozbawiona.
- Zgadza się  - uśmiechnął się lekko do mnie, a ja odwzajemniłam jego uśmiech.
- Kastiel... - zaczęłam.
- Słucham? - spojrzał się w moje oczy.
- Będę mogła przyjść z Coco na waszą próbę  - złożyłam ręce jak do modlitwy i zrobiłam błagalną minę.
- Okey  - jego kąciki ust podniosły się do góry.
- Oj, ten uśmiech nie wróży nic dobrego  - pomyślałam.
- Ale musisz zaśpiewać i zagrać na gitarze  - uśmiechnął się zawadiacko, a ja westchnęłam, ponieważ wiedziałam, że coś będzie chciał. Następnie pomyślałam trochę i się zgodziłam mówiąc:
- Okey.
- To super  - powiedział Kas szczerząc się.
- Ale pamiętaj to będzie jeden, jedyny raz  - uśmiechnęłam się do niego, a ten spojrzał się na mnie zdziwiony i przytaknął głową.
- Co będzie jeden i jedyny raz? - spytała się nas białowłosa podchodząc  z Coco.
- Zgodziłem się, aby Alicja z Chocolate, przyszły na próbne moją i Lysandra pod warunkiem, że ta osoba - wskazał na mnie palcem - zaśpiewa i zagra na gitarze  - powiedział zadowolony Kastiel, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Roza się uśmiechnęła szczęśliwa klaszcząc dłonie, a Coco spojrzała się na mnie wściekła.
- Ale i tak wiem, że byś się zgodził jak by odmówiła - powiedziała zadziornie złotooka, szturchając Kastiela w  ramię.
- Może  - odpowiedział Rozie, z lekkim...rumieńcem?
- Chyba mi się coś przewidziało, - zaczęłam w myślach - nigdy nie widziałam, aby ten chłopak się rumienił...a może widziałam, ale nie zwracałam na to zbytniej uwagi - z mojego rozmyślania, wyrwała mnie Coco, która złapała mnie za ramię.
- Wybaczcie  - uśmiechnęła się do Kasa i Rozy. - Ale muszę ją na chwile porwać.
Zaczęła mnie ciągnąć w stronę klubu ogrodnika i dopiero teraz się skapnęłam, że jest ode mnie niższa o połowę głowy. Czemu tego wcześniej nie zauważyłam?
Gdy weszliśmy do klubu. Moja przyjaciółka spojrzała się na mnie groźnie kładąc ręce na biodra.
- Dlaczego się zgodziłaś? - spytała mnie się z powagą.
- Chciałam, abyś zobaczyła jak chłopacy grają...
- Jesteś idiotką! - wydarła się na mnie po raz pierwszy od kilku miesięcy, następnie podeszła do mnie, położyła mi ręce na barki i spojrzała się w moje oczy smutna.
- Nie pamiętasz co było ostatnim razem jak grałaś na gitarze i śpiewałaś z Erickiem?!
- Pamiętam  - odpowiedziałam smutna. Jak bym miała nie pamiętać tamtego dnia...grałam na gitarze elektrycznej i śpiewałam z Erickiem, aż nagle w środku występu, zaczęło mnie boleć bardzo mocno w klatce piersiowej, a następnie z mojej buzi wyleciała krew. W tedy spojrzałam się na przestraszone rodzeństwo i jedyne co jeszcze pamiętam z tamtego dnia, oprócz ich pełnych bólu krzyków, to tą bezgraniczną ciemność, która mnie otaczała. W tedy po tym zdarzeniu obudziłam się w szpitalu, a koło mnie trzymając mnie za rękę spał położoną głową na łóżko szpitalne, brat Coco. Jak się obudził to powiedział mi, że byłam nieprzytomna przez tydzień. Później przyszedł lekarz i powiedział mi coś co na pewno zmieniło całe moje życie na gorsze.
- To dlaczego się zgodziłaś? - po jej policzku spłynęła pierwsza łza.
- Nie wiem. - potrząsnęłam głową, przygryzając lekko dolną wargę, a z moich oczu zaczęły wypływać słone łzy. - Może dlatego się zgodziłam, bo...bo choć przez ten krótki czas spędzony tutaj zapomniałam o wszystkim co było kiedyś  - uśmiechnęłam się smutno przez łzy. Następnie wtuliłam się moją przyjaciółkę płacząc.
Kiedy po kilku minutach się uspokoiłam, odsunęłam się od Coco i uśmiechnęłam się do niej, a ona do mnie.
- Wiesz co Ali... - zaczęła słodko.
- Słucham? - spojrzałam się na nią.
- Dzwonek lekcyjny był pięć minut temu...
- O kurcze.. .- powiedziałam zdziwiona.
- No właśnie! Moja pierwsze spóźnienie w całej mojej karierze szkolnej  - zbulwersowała się  i zaczęliśmy biec w stronę klasy chemicznej. Kiedy byliśmy już na górze i stanęliśmy przed drzwiami, spojrzałyśmy na siebie, a ja westchnęłam pomalutku otwierając drzwi.
Już chciałam się usprawiedliwiać, ale zobaczyłam brak nauczyciela i klasę, która na nasze wejście nagle się uspokoiła.
- Alice, Coco, nie straszcie nas  - powiedział Roza, odchodząc od swojej ławki.
- Dlaczego nie ma lekcji? - spytałam się białowłosej, a ona się uśmiechnęła.
- Nasza ukochana pani Potionska, zachorowała i dzięki temu mamy teraz okienko  - podskoczyła do góry klaszcząc w dłonie, następnie przeniosłam swój wzrok na miejsce gdzie siedzę z czerwonowłosym.
- A ten już się zdążył zmyć  - powiedziałam z niedowierzeniem, potrząsając głową.
- Kastiel? Go nawet w klasie nie było  - złotooka spojrzała się na miejsce Kasa, tuż obok mnie.
- A tak, apropo Alice... - spojrzała się na mnie. - Czemu masz lekko popuchnięte i czerwone oczy.
- Haha  - zaśmiałam się głupio, kładąc rękę za głowę. - Po prostu, o coś tak mocno trzasłam, że aż z bólu się popłakałam  - wymyśliłam na szybko jakąś wymówkę, a Roza spojrzała się na mnie podejrzanie.
- Dobrze, że nic gorszego ci się nie stało  - położyła mi rękę na bark z uśmiechem, który odwzajemniłam.
- A tak właściwie Coco...- zwróciłam się do blondynki. - Byłaś zanieść kopie stypendium, do dyrektorki? - ona się na mnie spojrzała.
- Tak byłam, - zaczęła - ale powiedziała, żebym zaniosła jedną kopię głównemu gospodarzowi Natanielowi  - westchnęła. - Ale tyle się dzisiaj wydarzyło, że nie miałam okazji - zrobiła załamkę.
- Pójdziemy do niego po tej lekcji - zaproponowałam i uśmiechnęłam się szeroko, a ona przytaknęła głową mówiąc okey.

Kiedy lekcja się skończyła zaprowadziłam Leizer to pokoju gospodarza. Gdy byliśmy już w środku pomieszczenia zobaczyliśmy tylko Melanie, która stała przy biurku Nataniela.
- Cześć Melanio - przywitałam się z nią.
- Witaj Alicjo - przywitała mnie z uśmiechem, następnie podeszła do nas i spojrzała się na Coco.
- Ja jestem Chocolate  - Coco przedstawiła się brunetce.
- Jeśli, chcecie pogadać z Natanielem, musicie na niego poczekać  - rzekła Melania, olewając Coco z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Minęła nas i wyszła z pokoju gospodarzy, zostawiając nas same.
- Jakaś dziwna jest...jakoś jej nie lubię - Coco spojrzała się na drzwi podejrzanie, a później na mnie.
- Możliwe...- westchnęłam. - Wiesz co Coco, usiądźmy tutaj - wskazałam miejsce przy ,,okrągłym stole". Gdy usiadłyśmy po niecałych dwóch minutach w drzwiach stanął Nataniel. Coco zmierzyła go wzrokiem od dołu, do góry i lekko się zarumieniła, ściskając przy tym troszeczkę kopię stypendia, którą trzymała w dłoniach.
- Alicja, co cię tutaj sprowadza?  - podszedł do nas z uśmiechem.
- Coco, chciała ci dać kopie swojego stypendium - odpowiedziałam szybko.
Gdy to powiedziałam Moor spojrzał się na moją przyjaciółkę z uśmiechem, a ta się zarumieniła jeszcze bardziej. Wstała na równe nogi i powiedziała:
- Dzień dobry, jestem Chocolate Leizer, pani dyrektorka kazała mi przekazać tobie kopię mojego stypendium - podała mu kopię, do ręki.
- Dziękuje  - przyjął ją z uśmiechem. - A ja jestem Nataniel Moor, miło mi cię poznać Chocolate - uśmiechnął się do niej, a ta zarumieniła się jeszcze bardziej.
-Miło mi ciebie poznać Natanielu  - uśmiechnęła się szeroko, a blondyn odłożył stypendium na swoje biurko.
- Mi też jest miło cię poznać  - podeszli do siebie, patrząc sobie w oczy.
Kurcze, aż za słodko jest...czy...czy ich otacza różowa aura, chyba nie, ale widać, że Coco się zabujała, a to za często się nie zdarza.
Nagle zaczęli gadać o swoich ulubionych rzeczach, kompletnie mnie olewając. Westchnęłam cicho i wpadłam na genialny pomysł.
Szybko niezauważalnie wyszłam z pokoju gospodarzy zostawiając ich samych. Gdy byłam już na korytarzu, ostatni raz spojrzałam się na drzwi i bam, wpadłam na kogoś.
Nie poczułam żadnego bólu po zderzeniu z podłogą, więc otworzyłam powoli oczy. Od razu po otwarciu ich,  ukazała mi się twarz czerwonowłosego.
- Przepraszam Kastiel  - spojrzałam się na niego przepraszająco.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się zawadiacko. - A teraz możesz ze mnie zejść, czy wolisz sobie tak na mnie poleżeć  - dodał z lekkim uśmiechem, a ja się dopiero teraz skapnęłam, że leże na nim  i do tego nasze twarze są niebezpiecznie blisko siebie.
Zrobiłam się cała czerwona na buzi i odskoczyłam od niego jak poparzona. Gdy stałam na równych nogach, podałam mu rękę. Ten ją chwycił, a ja pomogłam mu wstać.
- Alicja widać, że na mnie lecisz i to dosłownie - powiedział z dowcipem.
- Przecież cię przeprosiłam  - nadymiłam policzki i tupnęłam nogą, odwracając się na pięcie. - A tak pro po...- spojrzałam się na niego -...ja na ciebie nie lecę, tylko spadam w bezdenną otchłań.
- Haha  - zaśmiał się, przewracając przy tym oczami, a ja uśmiechnęłam się zadziornie. - Uważaj, bo na przyszłość już cię nie złapie.
-Taak, na pewno  - zachichotałam, a ten spojrzał się na mnie i uśmiechnął się tym swoim uśmiechem.
- Uważaj mała, bo cię dorwę  - podszedł do mnie bliżej wyciągając w moją stronę ręce, a ja spojrzałam się na niego zaskoczona i zaczęłam uciekać. Gdy byłam na dziedzińcu, to on mnie dogonił i uścisnął.
- Kas..tiel. - wydukałam zaskoczona, z rumieńcami wymalowanymi na twarzy i spojrzałam się na niego. Miał zamknięte oczy.
- Poczekaj chwilę...- wyszeptał mi na ucho.
Z każdą mijającą chwilą moje serce biło coraz szybciej. Czułam jego ciepły oddech, na mojej szyi. Czułam przyjemne ciepło wewnątrz mnie.
Nie wiedziałam, czemu tak jest, dawno się tak nie czułam...
- Alicjo...nie zapomnij o obietnicy  - odsunął się ode mnie, a ja spojrzałam się na niego zaskoczona. Zaśmiał się gdy zobaczył moją zarumienioną twarz.
- A ty z czego się tak śmiejesz i nie bój się nie zapomniałam - wydukałam szybko.
- Wyglądasz tak słodko gdy się rumienisz  - uśmiechnął się, podchodząc do mnie, następnie pogłaskał mnie po głowie i odszedł, a ja stałam na środku placu z wielkimi rumieńcami na policzkach. Potrząsnęłam głową kilka razy z nadzieją, że się uspokoję. Po krótkiej chwili moje serce wróciło do stałego rytmu i już nie czułam tych przeklętych wypieków na twarzy.
- Ali!! - usłyszałam i spojrzałam się w stronę wejścia do szkoły. Mimowolnie moje kąciki ust podniosły się do góry, ponieważ zauważyłam jak moja przyjaciółka idzie w moją stronę z wielkim uśmiechem. Ruszyłam w jej stronę, a gdy byliśmy blisko siebie, Coco skoczyła zawieszając mi się na szyję i mówiąc:
- Teraz wiem jak to jest widzieć przez różowe okulary - westchnęła szczęśliwa, a ja się zaśmiałam.
- Widziałam, że się w nim zabujałaś...nawet nie widzieliście jak wyszłam  - zachichotałam, a Coco spojrzała się na mnie zaskoczona.
- Nie gadaj mi, że zapomniałaś, że z tobą przyszłam do pokoju gospodarza...
- ...
- Coco...miłość, źle na ciebie działa  - powiedziałam poważnie, a ta zachichotała. - Ale cieszę się, że moja przyjaciółka wreszcie dorosła  - zaciągnęłam się, udając, że wycieram z kącików oczów łzy. - Wiedziałam, że ten moment przyjdzie, ale nie wiedziałam, że tak szybko. Niedługo moja kochana Coco wyleci z naszego wspólnego gniazdeczka już na zawsze, a ja będę płakać szczęśliwa, że wreszcie dorosła  - położyłam ręce na sercu zamykając oczy, a moja przyjaciółka zaczęła się ze mnie głośno śmiać, a ja spojrzałam na nią udając obrażoną.

Wszystkie lekcje minęły nam dość szybko. W między czasie na jednej z przerw Coco zapoznała się z Alexym i Arminem. Gdy się dowiedziała, że ta dwójka to bliźniaki zareagowała podobnie do mnie. Później poznała bliżej tą zdzirę Amber. Oczywiście Coco dogryzała jej ze mną, gdy się do nas przyczepiła, przez co blondynka cała czerwieniła się ze złości, a my się z niej śmiałyśmy. Kiedy od nas wściekła odeszła, powiedziałam cicho do Coco, że jest to młodsza bliźniaczka Nata. Oj, oj jak się moja mała przyjaciółka zdziwiła.
Teraz jesteśmy w trakcje szukania Kastiela i Lysandra, ale jak zawsze na złość (mi) nie mogę ich znaleźć.
- Agrr. Gdzie oni są  - złapałam się za głowę zrezygnowana.
- Zaraz ich znajdziemy  - powiedziała z lekkim uśmiechem, poklepując mnie po plecach.
- Ale gdzie ta dwójka może być...
- Ej...Ali, kto to jest  - Coco wskazała mi ruchem głowy na białowłosego.
- Lysander! - krzyknęłam uradowana, a chłopak się na mnie spojrzał zaskoczony. Następnie zaczął iść w naszą stronę z uśmiechem.
- Alicjo, witaj  - przywitał się ze mną kłaniając się lekko, a następnie spojrzał się na Coco i powiedział:
- Witaj. Jak panienka się nazywa  - chwycił jej dłoń. Następnie ją ucałował i spojrzał się w oczy lekko zakłopotanej blondynki.
- Jestem Chocolate Leizer  - przywitała się, a on się uśmiechnął.
- A ja przepraszam ciebie Chocolate, że ci się nie przedstawiłem  - ukłonił się lekko. -Nazywam się Lysander Rain.
- Miło mi  - uśmiechnęła się.
- Lysander widziałeś Kastiela, przecież teraz powinniście mieć próbę? - spytałam się białowłosego.
- Miałem po was przyjść i zaprowadzić was do nowego miejsca naszych prób  - uśmiechnął się do mnie lekko.
- Okey. To prowadź miły panie  - powiedziałam z dawnym akcentem, kłaniając się, a dwójka zaczęła się ze mnie śmiać. Następnie Lysander zaprowadził nas do piwnicy. Gdy tylko weszliśmy do pomieszczenia, moim oczom ukazał się czerwonowłosy.
-Widzę, że moja fanka numer jeden i jej przyjaciółka przyszły mnie i mojego przyjaciela posłuchać. -Uśmiechnął się zawadiacko Kastiel, a ja rozejrzałam się wokół siebie wzruszając ramionami.
- Ja tu nie widzę nigdzie, tej fanki i jej przyjaciółki  - zaśmiałam się.
- Mała! Nie zadzieraj ze mną, bo pożałujesz  - zaczął iść w moją stronę.
- A co mi zrobisz? - uniosłam swoje kąciki ust do góry.
- Zagilgocze na śmierć - podniósł ręce i udawał jak by kogoś gilgotał.
- Nie!! - krzyknęłam i zaczęłam uciekać, a chłopak zaczął mnie gonić. Moja przyjaciółka i przyjaciel zaczęli się z nas śmiać. Gdy był już blisko złapania mnie, jak na moje nie szczęście potknęłam się. Zaczęłam upadać, zamykając przy tym oczy. Nagle tuż przed zderzeniem z ziemią poczułam mocny uścisk na ramieniu, a zaraz po raz kolejny dzisiejszego dnia znalazłam się w czyiś ramionach.
Spojrzałam się pomalutku na twarz Kasa, a moje serce znowu przyśpieszyło. Czułam jak z każdą chwilą moje policzki przyjmują coraz większy odcień czerwieni. Szybo się odsunęłam od niego i stanęłam do niego tyłem.
- Kurcze, czemu to się znowu dzieję. Nie mogłam się w nim zauroczyć, w końcu mam Ericka...- pomyślałam i spojrzałam na zaskoczonego chłopaka.
- Dziękuje, że mnie złapałeś... -rzekłam zakłopotana.
- Mówiłem, że na mnie lecisz  - uśmiechnął się zawadiacko.
- Wcale na ciebie nie lecę  - powiedziałam cicho pod nosem.
- Kastiel! - zawołał go Lysander, który już chciał zacząć próbę.
Chłopak westchnął i zaczął się kierować w stronę swojej gitary, którą dopiero teraz zauważyłam. Podeszłam do Coco, usiadłam na zimie i spojrzałam się na moją przyjaciółkę, która stała.
-Pewne nie usiądzie na ziemie...nie będzie się chciała pobrudzić. -Pomyślałam i spojrzałam się na nią. Następnie ściągnęłam swoją marynarkę i położyłam ją na zimie.
- Coco - powiedziałam, a dziewczyna się na mnie spojrzała, zaś ja ruchem głowy pokazałam jej, aby usiadła na mojej marynarce. Ona przytaknęła i usiadła na nią, a chłopacy zaczęli grać.
Najpierw zagrali utwór Ericka, później zagrali dwa swoje utwory. A teraz zaczynali grać trzecią ich piosenkę. Muszę przyznać, że ich muzyka jest dość przyjemna. Widać po nich, że cieszą się ze swojej gry, że robią to z pasją.
- Oni są wspaniali  - powiedziała Coco zachwytem, a ja przytaknęłam głową. - Nawet dobrze zagrali utwór tego idioty.
Zaśmiałam się, a następnie zauważyłam jak Kastiel z Lysandrem idą w naszym kierunku.
- Wiedziałem, że znasz Ericka Leizera, tylko kim on jest dla ciebie? - spytał się jej czerwonowłosy, gdy byli już blisko nas.
- Erick, to mój głupi, irytujący, przemądrzały starszy brat - powiedziała z dumą, a zarazem ironią w głosie, a Kastiel z Lysandrem spojrzeli się na nią zdziwioną.
- Na serio?! Myślałem na początku, że to twój kuzyn!- krzyknął zdumiony Kas. -Ale skoro ty go znasz...- wskazał palcem na Coco -..to Alicja jako twoja przyjaciółka z dzieciństwa też go zna. - wskazał na mnie.
- Bingo!  -powiedziałam z uśmiechem pstrykając palcami.
- A teraz Alicjo...czas spełnić naszą obietnice  - czerwonowłosy uśmiechnął się zadziornie, a ja wstałam z ziemi, otrzepując się.
- Jaką obietnice? - spytał Lysander, lekko przechylając głowę w bok i przymrużając oczy.
-Alicja obiecała mi, że dzisiaj dla nas zaśpiewa i zagra na gitarze, jeżeli się zgodzę, żeby jej przyjaciółka Chocolate przyszła na naszą próbę - powiedział do Lysandra, a ten się uśmiechnął.
- Nawet jak by się nie zgodziła, to ty i tak byś jej pozwolił przyjść  - rzekł Lysander, a na twarz Kasa wkradły się dwa małe rumieńce.
- No cholera! Najpierw Rozalia, a później ty! -krzyknął czerwonowłosy, łapiąc się za tył głowy. - Ale dziwię się, że nie przyszła...- dodał trochę się uspokajając.
- Rozalia? - spytał się go białowłosy.
- Tak ona...widać było, że była strasznie napalona na występ Alicji - zaczął rozmyślać, mrużąc przy tym oczy.
Kiedy chłopcy prowadzili między sobą rozmowę, podeszłam do nich i szturchnęłam Kasa w ramię.
- Możesz wreszcie dać mi tą gitarę  - powiedziałam z poważnym wyrazem twarzy, a chłopak się uśmiechnął i podał mi do rąk gitarę. Wzięłam ją od niego szybko i poszłam w miejsce gdzie wcześniej grali. Stanęłam przed mikrofonem.
Przez chwilę spoglądałam na gitarę, później na mikrofon, a jeszcze później na moich przyjaciół.
- No dalej graj! - krzyknął Kastiel, a ja westchnęłam głośno na niego spoglądając. Gdy mój wzrok padł na Coco, zauważyłem w jej oczach iskrzący się strach. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam grać na gitarze, utwór zespołu Winged Skull pt. ,,Deszcz ciemnej nocy"
Na wstępie była najpierw solówka gitarowa, a dopiero później zaczęła się część wokalna. Byłam tak skupiona na grze, że nie zwracałam uwagi na całe moje otoczenie.
Pierwsze kropelki potu zaczęły pojawiać się na moim czole. Ta gra jest moją pierwszą grą na gitarze od ponad dwóch lat, bałam się, że zapomniałam jak grać, ale wszystko szło nawet dobrze.
Wstęp się skończył i zaczęłam śpiewać. Moje serce przyspieszyło z radości. Moja adrenalina wzrosła. Byłam szczęśliwa, że gram, że śpiewam.
Dawno zapomniałam o tym przyjemnym uczuciu, o tych przeżyciach.
W czasie śpiewania na moich ustach pojawiał się uśmiech. Spojrzałam się na moją małą widownie, najwidoczniej Kastiel i Lysander byli zdziwieni jak gram i śpiewam, ponieważ patrzyli się na mnie niedowierzająco.
Znowu zagrałam solówkę, przed drugą zwrotką, tylko tym razem szybszą i energiczną. Z każdym moim ruchem kropelki potu spływały po moim czole. Skończyłam solówkę i zaczęłam śpiewać i grać wolniejszą linię melodyczną drugiej zwrotki. Wszystko szło po mojej myśli, aż nagle gdy byłam na połowie drugiej zwrotki, poczułam mocny uścisk na klatce piersiowej oraz mocny ból brzucha i głowy. Przestałam grać, a przed moimi oczami pojawiły się dziwne czarne plamy. Zaczynam się kołysać raz w przód raz w tył. Słyszę jak Kastiel krzyczy, czy wszystko ze mną dobrze. Upadam na kolana czując ogromny ból.
Spoglądam przed siebie i widzę jak by przez mgłę, zbliżające się trzy sylwetki, ale za nim ktoś zdążył do mnie dobiec, upadam na ziemię z niemałym hukiem.
Zaczyna pochłaniać mnie bezgraniczna ciemność, której się tak boję. Znowu się to dzieję...znowu tracę przytomność podczas gry i śpiewu.
W końcu po krótkiej chwili zamykam moje oczy, dając sobie przyjemne ukojenie....ukojenie od bólu...


************************************************************************
Hihi i teraz zaczął się dramat całego opowiadania *złowieszczy uśmieszek* . Nie bójcie się nadal będą zabawne, jak i romantyczne sceny. W tym rozdziale dopiero widać, że akcja u mnie dość szybko się dzieję (tak będzie chyba jeszcze przez trzy następne rozdziały, albo nawet mniej) ^^
Mam dla was też jedną złą wiadomość, taką, że właściwie rozdział 4 pojawi się za dwa tygodnie ;-; Ja też jestem smutna, ale to wina szkoły i na stówę jestem pewna, że będziecie mnie chcieli zabić, że w takim momencie  kończę i do tego dwa tygodnie będziecie musieli czekać T^T Ale jest jeden płomyk nadziei!! Możliwe jest to, że jednak wyrobię się na przyszłą sobotę (niedzielę) . Teraz widać jakim niezdecydowanym człowiekiem jestem XD
Chce was przeprosić za powtórzenia, wiem, że są, ale za Chiny nie wiem jak je poprawić , co mnie wkurza -_-'

A teraz wygląd Alicji:
 
(przepraszam za jakość zdjęcia, a i dla porównania macie rysunek w dwóch światłach XD)

Narysowałam ten rysunek w sobotę i za bardzo on mi nie wyszedł ;-; Jedynie co mi się w 100% podoba do włosy (siedziałam przy nich ponad godzinę), a tak to reszta może być.

Oczy powinny być jaśniejsze...miały takie być, ale przez moją nieuwagę, pomalowałam drugie oko na niebiesko i je przeprawiałam na zielono, przez co musiałam użyć ciemniejszych kolorów -_-'. 
Postanowiłam ją narysować w rozpuszczonych włosach, ponieważ czasami będzie miała taką fryzurę ;) Nie dziwcie się również, że w innych (przyszłych) moich rysunkach z udziałem Alicji, będzie ona inaczej wyglądać. Ja to ja, nigdy dwa razy tak samo, czegoś nie narysuję XD

Mam nadzieję, że nie zepsułam moim rysunkiem, waszego wyobrażenia bohaterki.
Bez dłuższego przedłużenia, do zobaczenia!

sobota, 5 września 2015

Rozdział 2

Rano obudził mnie denerwujący głos budzika. Szybko wstałam z łóżka i zdenerwowana rzuciłam poduszką w to urządzenie zła, przez co ono spadło na ziemie i rozbiło się.
- Ups  - wyszeptałam z głupawą miną. - Będzie trzeba kupić nowy...-  dopowiedziałam spokojnie, wstając z łóżka. Pozbierałam ,,budzik" i wrzuciłam jego resztki do kosza, który stał w rogu pokoju. Następnie wyjęłam z szafy czarną marynarkę, czerwonym krawatem i zdobieniami, oraz czerwoną koszulę do kompletu i czerwoną prostą spódniczkę. Podeszłam do szuflady z dodatkami. Wyjęłam z niej moje czarne skórzane rękawiczki, oraz czarne długie sięgające za kolana skarpetki. Z szkatułki wyjęłam mój medalik z pierścionkiem.
Gdy byłam w łazience, umyłam zęby, ubrałam się, uczesałam i wzięłam lekarstwo. Następnie zeszłam na dół do kuchni, zrobiłam sobie dwie kanapki z sałatą, ogórkiem, oraz pomidorem i zaczęłam je jeść. Gdy skończyłam spożywać swój posiłek, spojrzałam się na zegarek.
- Zostało mi jeszcze dwadzieścia minut - wyszeptałam sama do siebie.
Ruszyłam do swojego pokoju po torbę. Gdy w nim już byłam,  spakowałam do torby zeszyty, piórnik i kilka pigułek lekarstw, na wszelki wypadek. Nie pakowałam książek, ponieważ nie widziałam jakie mam dzisiaj lekcje.
Gdy byłam już gotowa, zeszłam na dół, wyjęłam z szafy na buty moje czarne kozaki wiktoriańskie, ubrałam je i wyszłam z domu. Zamknęłam jeszcze drzwi na klucz i ruszyłam do szkoły.

Kiedy byłam w szkole, pierwsze co zrobiłam to pójście do pokoju nauczycielskiego. Gdy stanęłam przed drzwiami, od razu zapukałam w nie. Po chwili usłyszałam ciche ,,proszę" wypowiedzianego przez jakiegoś mężczyznę. Weszłam do środka, a moim oczom ukazał się dość wszechstronny pokój.
 Na samym środku tego pomieszczenia znajdują się dwa małe białe stoliki, a wokół tych stolików rozmieszczone były pomarańczowe fotele. Od strony wejścia trzy, od prawej strony cztery, a te od lewej strony były ustawione taki jak by narożnik.
Na ścianie powieszona jest tablica z różnymi notkami. Ta tablica znajduję się nad trzema metalowymi szafami, gdzie najprawdopodobniej schowane są papiery uczniów. Tuż obok tych trzech, przy drugiej ścianie stoi jeszcze kilka takich samych metalowych szaf. Mają tutaj jeszcze ekspres do kawy, mikrofalówkę, telefon i inne różne pierdołki.
Przeniosłam swój wzrok na brązowowłosego mężczyznę w okularach, który ubrany był w niebieski sweter i dżinsy.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Dzień dobry  - odpowiedział spokojnie. - To ty jesteś tą nową uczennicą? Alicja Linder.jak miewam?
- Tak to ja  - uśmiechnęłam się lekko.
-  Co cię tu sprowadza?
-  Pani dyrektor mówiła mi wczoraj, że w dniu dzisiejszym miałam się zgłosić do pokoju nauczycielskiego po plan lekcji - uśmiechnęłam się lekko, przechylając głowę w bok.
- Poczekaj  - wstał z miejsca. - Zaraz poszukam twój plan lekcji  - powiedział podchodząc do szafki. Poszukał trochę i wyciągnął jakąś teczkę. Przeszukiwał ją dobre kilka minut.
- Przepraszam, ale nie mogę znaleźć twojego planu lekcji - odłożył teczkę, a ja spojrzałam się na niego smutna. - Najlepiej idź do pokoju gospodarzy i poproś głównego gospodarza Nataniela, aby ci go skserował  - uśmiechnął się, a ja przytaknęłam i wyszłam z pokoju, mówiąc ,,do widzenia".

Gdy byłam już przed pokojem gospodarzy, zauważyłam Kasiela.
- Hej mała  - przywitał się ze mną.
- Hej duży - odpowiedziałam mu z żartem.
- Co robisz przed komnatą potwora? - spytał mnie się spoglądając na drzwi z obrzydzeniem.
- Muszę zdobyć mój plan lekcji tutaj, ponieważ mi tak kazano - wytknęłam lekko język przygryzając go, a czerwonowłosy się uśmiechnął.
- Wiesz, co ja muszę już lecieć - uśmiechnął się zadziornie.
- To do zobaczenia Kas - uśmiechnęłam się, a on poczochrał mnie po głowie i ruszył głąb korytarza. Obserwowałam go, z lekkim uśmiechem wymalowanym na twarzy, tak długo, aż jego sylwetka nie znikła mi z oczu.
Położyłam prawą dłoń na klamkę, a drugą zapukałam drzwi. Gdy dziś już po raz drugi usłyszałam ciche ,,proszę", weszłam do pomieszczenia, gdzie było dużo ławek poustawianych w kółko. Przy każdej ławce znajdowały się krzesła z czerwoną poszewką. W jednym kącie pokoju gospodarza znajdowała się drukarka ze skanerem, niedaleko owego sprzętu, powieszona była drewniana tablica z dużą ilością różnych notek, a zaraz obok owej tablicy znajdowała się podwójna niebieska metalowa szafa, która sięgała  prawie, że aż do sufitu. W rogu pomieszczenia znajdowało się pojedyncze biurko, na którym postawione było mnóstwo papierów i to właśnie przy tym biurku, siedział blondyn, o miodowych oczach. Ubrany był on w białą koszule z niebieskim krawatem, oraz w brązowe dżinsy i w czarne buty.
- Dzień dobry - przywitałam się, a blondyn spojrzał się na mnie ukradkiem, za papierów. - Szukam głównego gospodarza Nataniela - powiedziałam cicho spoglądając w jego oczy.
- Witaj, to ja jestem Nataniel  - uśmiechnął się lekko. - Co cię do mnie sprowadza?  - jego ton był, jak by tu powiedzieć, bardzo oficjalny, oraz urzędowy.
- Jeden z nauczycieli, powiedział mi, abym poprosiła ciebie, o skserowanie mi planu lekcji.
- Poczekaj zaraz poszukam  - wstał za biurka podchodząc do metalowej szafy. - Powiedz mi jak się nazywasz, bo widzę cię tu pierwszy raz - otworzył ją.
- Oj przepraszam....zapomniałam się przedstawić - zawstydziłam się lekko. - Nazywam się Alicja Linder - uśmiechnęłam się.
- A ja jestem Nataniel Moore - spojrzał się na mnie na chwilę, następnie wyjął teczkę z moim imieniem, otworzył ją i zaczął szukać mojego planu lekcji .
- Tutaj jest twój plan lekcji - podał mi go do ręki, mówiąc:
- Proszę.
- Dziękuje  - odebrałam go i spojrzałam się na pierwszą godzinę lekcyjną z dzisiejszego dnia, jaką okazał się język polski.
- Jak by co będziesz klasie 2a, a twoim wychowawcą będzie pan Frazowski.
- Dziękuje za plan lekcji i za informację  - uśmiechnęłam się lekko, przechylając głowę w bok, a chłopak również się uśmiechnął. Już chciałam wychodzić z pomieszczenia, aż nagle coś mi się przypomniało. - Mam jeszcze jedno pytanie?
- Jakie?
- To do ciebie mam dostarczyć moje całoroczne zwolnienie z wf, czy do pani dyrektor? - przechyliłam głowę lekko w bok, wpatrując się w niego.
- Możesz do mnie, a w tedy bym poinformował panią dyrektor o okolicznościach - zaczął się w mnie wpatrywać.
- Dziękuje Nataniel - uśmiechnęłam się. - To do zobaczenia.
- Do zobaczenia  - uśmiechnął się lekko na pożegnanie, a ja wyszłam z pokoju na korytarz wzdychając.
-Trochę jest sztywny - wyszeptałam w myślach.
Następnie ruszyłam do sali języka polskiego. Usiadłam na ławce przed klasą. Zadzwonił dzwonek, uczniowie wchodzili do klasy, a ja czekałam aż przyjdzie nauczyciel. Gdy wreszcie przyszła niska nauczycielka o czarnych jak smoła włosach. Przywitałam się z nią, a ona zaproponowała mi przedstawienie się klasie.
Gdy wchodziliśmy do klasy, wszyscy na chwilę stali mówiąc głośne ,,dzień dobry".
- Witajcie moli mili. W tym roku do waszej klasy dołączyła nowa uczennica  - stanęłam na środku klasy. Wszystkie spojrzenia były skierowane w moim kierunku, przez co na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec, a moje serce zaczęło szybko bić.
- Do jasnej anielki, czemu ja zawsze muszę się tak denerwować! - pomyślałam szybko.
- Oto ona - nauczycielka się na mnie spojrzała i pokazała mi ruchem głowy, że mogę zaczynać.
- Nazywam się Alicja Linder. Bardzo kocham słuchać muzyki rockowej i od czasu do czasu jakiś ballad... - czułam jak serce zaraz by miało mi wyskoczyć z klatki piersiowej, wodziłam wzrokiem po całej klasie, aż moim oczom ukazała się znajoma twarz czerwonowłosego. Uśmiechnął się do mnie, a ja uspokoiłam się. Opowiadałam im, że musiałam zmienić szkołę i zamieszkać z moją ciocią, ponieważ moi rodzice zaczęli pracować za granicą, że lubię malować, śpiewać, grać na gitarze...
Gdy wypowiadałam ostatnie słowa, spojrzałam się na Kasa, który się szeroko uśmiechał. Kiedy skończyłam, nauczycielka się uśmiechnęła i powiedziała, abym usiadła koło tego łobuza o czerwonych włosach, przez co Kastiel na jej słowa, krzyknął ,,Ej!", a ja się z niego zaśmiałam. Następnie ruszyłam na koniec klasy siadając koło niego.
- Nie wiedziałem, że będziesz w mojej klasie  - wyszeptał cicho, spoglądając na tablice.
- A co nie jesteś zadowolony? - spytałam go cicho z dowcipem.
- Jestem. Jestem. - powiedział trochę głośniej.
- Panie Kastiel! Proszę bądź cicho! - krzyknęła nauczycielka rzucając go kredą, przez co dostał w nią w głowę.
- Ała  - wyszeptał masując czoło.
- Haha  - zaśmiałam się cicho, a on spojrzał się na mnie szybko troszeczkę wściekły.
- Przepraszam  - powiedziałam uśmiechając się szeroko. - Czy wszystko ok? - spytałam się go z troską.
- Tak wszystko gra  - uśmiechnął się do mnie.  - Muszę przyznać pani Ernel ma niezły rzut  - podniósł kredę którą dostał w głowę i schował ją do kieszeni, a ja obserwowałam jego poczynania. Nagle po moim ciele przeszedł dziwny dreszcz, czułam jak by ktoś mnie obserwował. Obróciłam się wolno na krześle. Zauważyłam pięknom białowłosą dziewczynę, która się we mnie wpatrywała swymi złotymi oczami. Niemal leżała na ławce w skupieniu obserwując mnie. Uśmiechnęłam się do niej nie pewnei, a ona odwzajemniła mój uśmiech. Po chili wpadła chyba na jakiś genialny pomysł, ponieważ wyrwała z środka zeszytu kartę, wzięła długopis i ekspresowym tempie zaczęła coś na niej pisać. Jej rudowłosa sąsiadka z ławki i ja spojrzałyśmy się na nią zaskoczone. Gdy skończyła pisać, zgięła kartkę, a następnie szturchnęła swoją koleżankę z ławki i szepnęła jej coś na ucho podając jej kartkę, ona przytaknęła głową i przekazała o wą kartkę innej osobie. Gdy kartka dotarła do mnie otworzyłam ją i zdziwiłam się z pięknego starannego pisma, pomimo tego, że pisała tą wiadomość bardzo szybko. Zaczęłam czytać.
,,Witaj, jestem Rozalia, ale proszę mów do mnie Rozi. Bardzo mnie zainteresowałaś i bym chciała, abyś została moją przyjaciółką. Po lekcji trochę pogadamy i zapoznam cię z kilkoma fajnymi osobami. A tak pro po ta rudowłosa dziewczyna, która siedzi koło mnie to Irys. To do zobaczenia po lekcji Alice. "
 - Czyli będzie do mnie mówić moje imię w angielskiej wersji - pomyślałam i zachichotałam cicho. Następnie spojrzałam się w jej stronę przytakując głową i pokazując jej mój uśmiech, podnoszą przy tym kciuk do góry. Ona się uśmiechnęła i przeniosła szczęśliwa swój wzrok na tablice. Rozejrzałam się po klasie, kiedy spojrzałam się na pewną blondynkę, zadrżałam lekko. Nasze wzroki się napotkały, a ona posłała mi złowrogie spojrzenie. Przesunęłam się do tyłu na krześle, bym z niego spadła, ale Kastiel ostatniej chili mnie popchnął do przodu. Spojrzałam się na niego.
- Dziękuje  - powiedziałam cicho uśmiechając się.
- Następnym razem uważaj  - wyszeptał mi cicho do ucha, przez co się lekko zarumieniłam. Przeniosłam z powrotem swój wzrok na nią, a z jej jasnoniebieskich oczów buchały aż błyskawice. Przygryzłam lekko moją dolną wargę. Ona nagle odwróciła głowę w stronę ściany, nadymając policzki, a po mojej głowie spłynęła animowska kropelka.
- Typ księżniczki...co? - wyszeptałam niesłyszalnie, lekko się uśmiechając.
Następnie przeniosłam swój wzrok  z powrotem na Roze, jej oczy się niemal błyszczały, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Widać było, że ledwo co siedzi na swoim miejscu. Później spojrzałam na nauczycielkę, która napisała już część notatki i temat. Otworzyłam zeszyt i zaczęłam szybko przepisywać to co jest napisane. Przez cały czas czułam na sobie wzrok Kasa.

Lekcja skończyła się jak dla mnie dość szybko. Kiedy się spakowałam, wstałam z miejsca. Już miałam iść w stronę wyjścia z klasy, aż nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramie. Spojrzałam się zaskoczona na białowłosą, która się uśmiechnęła i zaczęła mnie ciągnąć w stronę wyjścia. Od razu spojrzałam się na czerwonowłosego błagalnie, ale ten podniósł barki do góry i uśmiechnął się  zawadiacko, pozwalając Rozie ciągnąć mnie za sobą.
Dziewczyna pociągła mnie, aż na dziedziniec. Jak ,,szliśmy szybkim tempem" czułam, że każdy wzrok spoczywa na nas. Kiedy wreszcie się zatrzymaliśmy, westchnęłam cicho.
- Co jest Alice? - przechyliła głowę lekko w bok, patrząc się w moje oczy. Odpowiedziałam jej uśmiechem.
- To co Rozo, może mi o sobie trochę opowiesz. Chce wiedzieć coś tam o mojej nowej przyjaciółce  - uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam na jednej z wielu ławek na dziedzińcu. Złotooka podskoczyła radosna do góry klaszcząc dłonie, a następnie usiadła koło mnie.
Zaczęła mi opowiadać, że bardzo lubi zakupy i ubrania, że czasami sama sobie coś uszyję, w sklepie Leo. Powiedziała mi, że Leo to starszy brat Lysandra, z którym mnie później pozna i jej ukochany chłopak.
Gdy powiedziała mi, że to jej chłopak, od razu mnie oszczegła, abym trzymała się od niego z daleka, a ja się w tedy zaśmiałam głupio, a po moim czole spłynęła animowska kropelka i ją uspokoiłam, że go nie tknę, bo to jej Romeo. Jak to mówiłam teatralnie rozłożyłam ręce, a później położyłam swoje dłonie na piersi zamykając oczy, a ona się zaśmiała.
- Dobra - powiedziała z uśmiechem wstając z ławki. - Czas cię poznać z innymi.
- Oke  - wstałam z miejsca, a on złapała mnie za rękę i zaczęła znów ciągnąc.
- No fajnie, powtórka z rozrywki - zaśmiałam się w myślach, a Rozalia się nagle zatrzymała, przez co na nią wpadłam.
- Zobacz Alice! - wskazała mi na jakiegoś chłopaka o niebieskich włosach i stojącego obok niego czarnowłosego chłopaka, który w skupieniu grał na jakiejś konsoli. Obaj jak dla mnie są ubrani dość specyficznie.
- Alexy! Armin! - krzyknęła Roza machając do nich, a oni się na nas spojrzeli i się uśmiechnęli. Chłopcy zaczęli iść w naszym kierunku. Gdy byli wystarczająco blisko nas Roza powiedziała do mnie.
- Alice, poznaj Alexy'ego  - wskazała na niebieskowłosego chłopaka o fioletowych oczach  - i Armina  - wskazała tym razem na czarnowłosego o niebieskich oczach. - Ci dwaj są braćmi bliźniakami.
Spojrzałam się na nią zaskoczona, później na chłopaków, później znów na nią, mrugając kilka razy oczami. A chłopacy zaczęli się cicho śmiać.
- Słucham? Na serio są braćmi? - spytałam się zaskoczeniem Rozali, a ta przytaknęła głową rozbawiona.
- Jak wiesz jestem Alexy, uwielbiam shopping, techno, oraz nocne i poranne spacery po tym mieście  - wyciągnął do mnie rękę, a ja ją uściskałam.
- A ja jestem Armin, uwielbiam gry na PSP - tym razem on wyciągnął do mnie rękę, a ja ją uściskałam.
- A ja jestem Alicja Linder - uśmiechnęłam się i powiedziałam im co lubię. Pogadaliśmy jeszcze troszeczkę, aż zadzwonił dzwonek.
- Kurcze, przeklęty dzwonek  - powiedział Armin z irytacją głosie.
- No  - powiedzieliśmy wspólnie i się zaśmialiśmy.
- Roza, Alice, może pójdziecie ze mną po szkole na zakupy? - spytał się nas z uśmiechem niebieskowłosy.
- Okey  - powiedziała Roza, następnie oby dwoje się na mnie spojrzeli, a ja zrobiłam myślącą minię, łapiąc się za podbródek.
- Mhm...właściwie muszę iść do sklepu, kupić sobie jakiś płaszcz, na wypadek jak by się zimno zrobiło  - uśmiechnęłam się szeroko,  a niebieskowłosy i białowłosa przybili sobie piątkę.
- Ja też muszę iść, chociaż nie chętnie... - powiedział zdołowany czarnowłosy.
- Ty, braciszku...-  Alexy spojrzał się na niego niedowierzając.
-  No co! - zbulwersował się Armin. - W końcu wyszła nowa gra! Muszę ją mieć!
Zaczęliśmy kierować się do klas gdzie akurat mieliśmy mieć lekcje.
- Jaką ta gra ma tematykę? - spytałam się niebieskookiego.
- Strzelanka, akcja i dużo bijatyk  - powiedział z uśmiechem.
- Oo! Jak ją kupisz i skończysz grać musisz mi ją pożyczyć - uśmiechnęłam się, a ten z niedowierzeniem się na mnie spojrzał.
- Spoko  - powiedział po krótkiej chwili z uśmiechem.
- Dobra, to my idziemy  - powiedziała Roza ciągnąc mnie do klasy matematycznej. Złotooka zaproponowała mi siedzenie z nią ławce, ale gdy tylko weszliśmy do klasy, były tylko dwa wolne miejsca koło Kasa i Irys. Roza tupnęła nogą zdenerwowana i marudząc pod nosem usiadła koło zaskoczonej rudowłosej, a ja ruszyłam do ławki gdzie siedział czerwonowłosy. Gdy usiadłam koło niego, uśmiechnął się. Kiedy do klasy wszedł wysoki brunet, o ciemnoniebieskich oczach, ubrany garnitur, cała klasa powiedziała dzień dobry i zaczęła się lekcja matematyki.
Po skończonej lekcji, wyszłam z klasy, a Roza znowu mnie złapała, wyprowadziła mnie znowu na dziedziniec i posadziła razem z nią na ławce.
- Dobra, gadaj Alice....dlaczego Kastiel, ten buntownik, jest taki miły dla ciebie? - spytała mnie się poważnie, patrząc mi w oczy.
- Nie wiem  - powiedziałam patrząc się w niebo. - Może jest miły, dlatego, że się wczoraj lepiej poznaliśmy - spojrzałam się na nią i się uśmiechnęłam, a oczy dziewczyny się, aż zabłysnęły. Nie powiedziała mi nic więcej tylko siedziała szczęśliwa.

Gdy wszystkie lekcję się skończyły, poszłam z białowłosą i z bliźniakami na shopping. Poszliśmy najpierw do sklepu z ubraniami gdzie pracuje Leo. Rozalia mi go przedstawiła. Po krótkiej rozmowie z nim, sądzę, że jest bardzo miły, następnie zaczął się nasz shopping. Alexy i Roza, przynosili mi a to nowe ubrania, mówiąc, że będę w nich fajnie wyglądać. Gdy skończyli mnie obładowywać, nie było mi widać nawet głowy. Chwiejnym krokiem zaczęłam iść w stronę przebieralni. Gdy byłam w połowie drogi, Armin wziął ode mnie część ubrań i pomógł mi je nieść. Bardzo mu podziękowałam, a ten powiedział, że nie ma sprawy. Wyszedł z przebieralni, a ja przymierzyłam wiele ciuchów. Skończyło się na tym, że kupiłam sobie śliczną czerwoną szeroką bluzkę i  niebieskie spodnie firmy Robin, oraz śliczny czarno-czerwony płaszcz firmy Ayna, zaś ta dwójka zakupoholików mieli po kilka toreb ubrań. Następnie ku uciesze Armina wybraliśmy się na bazar. Chłopak od razu pobiegł do działu gier, gdy znalazł tą nową grę, uniósł ja do góry i krzyknął  szczęśliwy ,,jest!", a następnie ruszył do kasy. Gdy ją kupił wszyscy wyszliśmy z bazaru. Pożegnaliśmy się, a każdy z nas ruszył w swoim kierunku, do swych domów.

6 dni później. 

Te sześć dni minęło jak za jednym pstryknięciem palców. W między czasie poznałam białowłosego chłopaka o mieszanych oczach tak jak ja, tylko że on miał jedno oko złote, a drugie zielone. Był bardzo miły, uprzejmy, prawdziwy dżentelmen. Chociaż muszę przyznać, że Kas miał rację, że ubiera się on dość dziwnie. Poznałam też trochę bliżej Amber i jej ekipę. Blondynka, tak jak myślałam, to typ typowej księżniczki i jędzy. Byłam bardzo zdziwiona jak się dowiedziałam, że jest młodszą siostrą, a zarazem bliźniaczką Nataniela. Zaprzyjaźniłam się bardziej z Kasem, Lysem, Rozą, oraz Alexsy'm i Aarminem, a trochę mniej z Natem, jakoś nie mogę z nim znaleźć spólnego języka. Z całą paczką chodziliśmy na zakupy, do kawiarni, jedynie czarnowłosy się czasami wykręcał, mówiąc, że musi pograć. W sobotę powiedział nam nawet, że idzie się pouczyć. W tedy wszyscy się z niego śmieliśmy, a ten udawał obrażonego. Kilka razy byłam nawet na próbie zespołu Kastiela i Lysandra. Oczywiście Kas kilka razy namawiał mnie do zagrania na gitarze, lub do zaśpiewania, ale ja za każdym razem odmawiałam.

Właśnie teraz siedzę koło Kastiela w klasie matematycznej. Wszyscy czekali, aż nauczyciel przejdzie. Gdy wszedł uczniowie jak zawsze powiedzieli dzień dobry. Nauczyciel nam odpowiedział, następnie stanął za biurkiem i położył z hukiem dziennik na ławce, później oparł się o nią.
- Proszę mnie posłuchać, dzisiaj do waszej klasy dołącza nowa uczenia, która się chyba trochę spóźniła z zapisami  - powiedział rozbawiony, a następnie spojrzał się na drzwi i powiedział:
-Możesz wejść.
Do klasy wesołym krokiem weszła mi tak dobrze znana blondynka, o jasnozielonych oczach. Ustała na środku klasy i uśmiechnęła się szeroko przechylając głowę w bok. Obserwowałam ją zdziwiona. W tej chili myślałam, że szczęka opadnie mi do ziemi z tego zaskoczenia.
Poczułam szturchnięcie w ramię i spojrzałam się na lekko niezaniepokojonego czerwonowłosego.
- Alicja, wszytko dobrze? - spytał mnie się z troską, a ja nic mu nie odpowiedziałam.
- Nazywam się Chocolate Leizer. Miło mi was poznać  - powiedziała, a ja dopiero oprzytomniałam.
- Coco! - wstałam szybko z miejsca, przez co krzesło się przewróciło, na ziemie z hukiem. Dziewczyna się na mnie spojrzała zaskoczona.
-Coś się stało Ali? - powiedziała spokojnie.
-Czemu mi nie powiedziałaś, że będziesz chodzić do mojej szkoły?
Wszyscy zaczęli nas obserwować.
- Przecież mówiłam, że przyjadę do ciebie  - tupnęła nogą, nadymając policzki.
- Ale nie mówiłaś, że będziesz chodzić do mojej szkoły i będziesz ze mną w klasie  - powiedziałam spokojnie i przeniosłam mój wzrok w dół. - Ale i tak się cieszę, z takiego obrotu spraw - małe rumieńce wkradły się na moją twarz, zaś dziewczyna uśmiechnęła się szczęśliwa.
- Możesz usiąść w tamtej ławce  - pan Dąbrowski wskazał na ławkę w ostatnim rzędzie, której wcześniej nie było.
- Okey! - krzyknęła i ruszyła usiąść na swoje miejsce, a ja oparłam się zrezygnowana o ławkę. Po chili położyłam na nią swoją głowę i spojrzałam się na Kasa, który o czymś myślał.
- Chyba po lekcji się go spytam co mu chodzi po głowie - pomyślałam, siadając już normalnie i zaczęłam przepisywać to co nauczyciel napisał na tablicy.
- Po lekcji, muszę pogadać z Coco  - pomyślałam i spojrzałam się na dziewczynę, a ona uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam jej uśmiech i zaczęłam pisać dalej notatkę.

************************************************************************
Rozdział 2 skończony! Mówiłam, że akcja u mnie dzieję się dość szybko XD Więc przyzwyczajcie się ;) i nie wiem czemu, ale sądzę, że ten rozdział jest trochę dziwny...może to moja wyobraźnia O-o
Przepraszam za błędy  i powtórzenia, ale nie mam sił cokolwiek poprawiać po tej szkole, codziennie teraz wstaję po 6 i nie mam już siły, a dopiero początek roku szkolnego -_-'
A tak pro po, której jesteście klasie? Gimnazjalnej, licealnej, bądź w technikum? (ja jestem w klasie 1 licealnej XD)
Shiro: A kogo to interesuję... *patrze się na niego groźnie*
Mnie!
Shiro: Ale nie twoich czytelników *uśmiecha się zadowolony*
A może ich to interesuję *mówię uśmiechając się*
Shiro: Mnie to nie interesuję *składa ręce na piersi*
Ach~ *wzdycham* z tobą same problemy *przewracam oczami*
Powiem wam tak...rozdziała 3 pojawi się, albo za tydzień, albo za dwa tygodnie, czemu za dwa? Mam mało czasu wolnego przez szkołę i muszę też czasami odsapnąć i nic nie porobić :)
Niedawno (przedwczoraj) narysowałam jedną postać męską, która pojawi się tak gdzieś 6-7-8 rozdziale, od razu mówię to nikt ze Słodkiego Flirtu, tylko postać wymyślona przeze mnie. Był on już wspominany w pierwszym rozdziale i będzie pewnie wspominany w następnych, ale jak mówiłam, o jego dokładnym wyglądzie dowiecie się z któryś z tych rozdziałów i grafiki. (Chyba, że będziecie chcieli wcześniej ten rysunek, to go wstawię XD) Również czasami ( o ile będę miała czas wolny) będę rysowała jakieś scenki z rozdziałów (ale to pewnie będzie dość rzadko) raz na jakiś czas ;) Zaś następnym rozdziale pokaże wam jak wygląda główna bohaterka ;)
Bez dłuższego przedłużania do zobaczenia!
PS Pozdrawiam i życzę jak najlepszego początku roku szkolnego ^-^
(Proszę komentować :3 jeden komentarz = dużo motywacji dla mnie ^^)