*******
Nagle słyszę śmiechy. Spoglądam za siebie i widzie trójkę małych dzieci biegnącą w moją stronę. Gdy są blisko mnie, kieruję mój wzrok na blondynkę o jasnozielonych oczach oraz na niebieskowłosom dziewczynę o dwukolorowych oczach. Obie są ubrane w niebieskie sukienki i sandałki. Biegną za czerwonowłosym chłopakiem, trochę wyższym od nich i najprawdopodobniej starszym. Nagle uświadomiłam sobie, że to ja, Coco i Erick z czasów dzieciństwa.
Chce coś powiedzieć, kiedy młodsze wersję naszej trójki są tuż przede mną, ale niestety żaden dźwięk nie może się wyrwać z mojego gardła. One przebiegają przeze mnie. Patrze się na siebie zdziwiona i dopiero teraz uświadamiam sobie, że to są najprawdopodobniej moje wspomnienie.
Spoglądam na nich, a Erick rzuca się na ziemię z uśmiechem, zaraz za nim ja, a później Coco kładzie się spokojnie.
Śmieją się, opowiadają sobie żarty, a ja obserwuje samą siebie, szczęśliwą i nie czującą żadnego bólu z upływającego czasu.
Słońce zachodziło.
Chłopczyk złapał dwie dziewczynki za rączki. Spojrzał się na swoją siostrę, a później na przyjaciółkę i uśmiechnął się promienie, a one odwzajemniły jego ciepły uśmiech.
Słońce zaszło, a Coco zasnęła leżąc na ziemi. Czerwonowłosy chłopczyk puścił delikatnie jej dłoń, podnosząc się do pozycji siedzącej. Młodsza ja postąpiła tak samo, tylko nadal trzymała go za rękę. Ustali razem i uśmiechnęli się. Dziewczynka spojrzała się w niebo, a ja razem z nią.
- Ercik zobacz, spadająca gwiazda - wskazała na łunę na niebie.
- Pomyśl życzenie - spojrzał się w niebo i uśmiechnął się lekko.
- Chce, aby...- młodsza ja zamknęła oczy -...wszyscy już na zawsze byli szczęśliwi - dokończyłam szeptem razem z nią i uśmiechnęłam się ciepło.
Nagle zerwał się mocny wiatr. Spojrzałam się w niebo, na którym pojawiały się czarne burzowe chmury. Przeniosłam wzrok na śmiejącą się dwójkę i śpiącą dziewczynkę. Piorun trzasnął, a obraz zaczął się rozpadać na miliony drobnych kawałków. Najpierw znikły dzieci, a później cały krajobraz. Kiedy pozostała tylko ciemność, jasny piorun przeszył znów całe niebo. Zamknęłam oczy z przerażenia, a gdy je otworzyłam ujrzałam szpitalną sale, doktora i siebie młodszą o dwa lata, ubraną w szpitalny uniform, zaś obecna ja stałam w kłońcie.
-Mam złą nowinę -zaczął doktor, a młodsza ja spojrzała się na niego z niemałym lenkiem. - Bardzo złą nowinę - zaczęłam obserwować go z pustym bez życia wzrokiem, a niebieskowłosa przełknęła ślinę ze strachu. - Zostało ci niewiele czasu... - spojrzałam na ziemię. - Nie dożyjesz nawet dziewiętnastu lat - dokończyłam z nim, a łzy spłynęły po moich policzkach.
Młodsza ja spojrzała się przerażeniem na doktora. Później po jej policzkach zaczęły ciurkiem lecieć łzy. Nic nie mówiła, była zbyt wielkim szoku.
Znowu wszystko zaczęło pękać za sprawą pioruna. Świat się rozpadł i pojawiła się tym razem moim oczom mój nowy lekarz i ja z niedalekiej przeszłości.
- Wiesz, że twój stan się pogarsza - spojrzał się poważnie w jej oczy. - Jak tak dalej pójdzie możesz nawet nie dożyć końca następnego roku.
Mój wzrok jak i jej zrobił się pusty. Tylko po moich policzkach nadal płynęły łzy.
- Wiem, ale co mogę począć - odpowiedziała mu spokojnie drżącym głosem, sierpniowa ja.
- Zgódź się na operację - spojrzała się na niego szokowana. - Co ci szkodzi, jeżeli się uda przeżyjesz, a jeżeli się nie, to i tak zginiesz, tylko odrobinę wcześniej.
Przeniosła swój wzrok w okno, zamykając oczy.
- Zgoda - powiedziała lekkim uśmiechem.
- Termin na sierpień - zaczął się kierować w stronę wyjścia. - Dokładniejszą datę powiem ci później -zamknął drzwi, a obraz znów się rozpadł.
Piorun uderzył tuż przede mną. Szybko zasłoniłam oczy ręką, a gdy je tylko otworzyłam, ujrzałam biały szpitalny sufit. Poczułam jak po moim policzku płynie kilka łez.
- Dlaczego mi się to śniło - wyszeptałam.
Poczułam mocny uścisk dłoni, odwróciłam głowę i mimowolnie się uśmiechnęłam kiedy zauważyłam śpiącego Kastiela. Zaśmiałam się cicho, a mojej głowie na chwilę pojawił się obraz Ericka, który dwa lata temu, tak samo trzymał mnie za dłoń i spał.
Potrząsnęłam lekko głową, a drugą dłonią wytarłam moje mokre od łez policzki i uśmiechnęłam się ciepło. Spojrzałam się na okno i zauważyłam, że jest jeszcze ciemno. Chciałam usiąść, ale poczułam mocne ukucie w okolicy wyrostka i syknęłam z bólu, upadając z powrotem na łóżko.
Zamknęłam jedno oko, a na mojej twarzy pojawił się grymas.
Usłyszałam ciche mamroczenie . Spojrzałam się na czerwonowłosego, który najwyraźniej się przebudzał.
- Co jest grane - wymamrotał, ocierając drugą ręką oczy. Następnie spojrzał się na mnie wpół śpiącym wzrokiem, mrugając kilka razy oczami, a ja się uśmiecham.
- Znowu mi się śni, że się obudziła - wyszeptał i westchnął.
-Tylko tym razem to nie sen - zaśmiałam się cicho.
Spojrzał się na mnie zdziwiony.
- Alicja! - wykrzyczał ,,rzucając'' się na mnie i przytulając. - Nie wiesz nawet jak ja się martwiłem dziewczyno...
Spojrzałam się na niego zdziwiona.
- On...on się o mnie martwił - pomyślałam i zarumieniłam się lekko w jego objęciach.
Następnie odsunął się ode mnie na chwile i spojrzał się w moje oczy.
- Idiotko - powiedział groźnie. - Czemu mi nie powiedziałaś o tym przeklętym wyrostku?! Grałaś i śpiewałaś mistrzowsko, aż tu nagle to cholerstwo się odezwało! - zbulwersował się, a ja spojrzałam się na niego wzrokiem ,,o co kaman? ".
- Jaki znowu wyrostek!! - krzyknęłam w myślach. - Coco...- dodałam po małym zastanowieniu się - to pewnie ona wymyśliła taką zmyłkę.
- Przepraszam - mówię cicho i spoglądam na niego przepraszającym wzrokiem. - Bardzo przepraszam, że przeze mnie się martwiłeś.
Na moje słowa, przygryza dolną wargę i zarumieni się lekko, odwracając wzrok.
- Nie ma za co przepraszać - wzdycha. - Na szczęście, że się obudziłaś. Wiesz...- spojrzał się na mnie -....przez tydzień byłaś nieprzytomna - spojrzałam się na niego nie dowierzając. - Na serio się martwiłem, już się bałem, że nie obudzisz.
Zacisnęłam mocniej dłońmi kołdrę.
- Znowu straciłam, tak ważną część mojego życia i czasu - pomyślałam, a następnie dodałam na głos:
-Na serio przepraszam - po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Głupia - uśmiechnął się lekko. - Nie ma za co przepraszać.
Spojrzałam się na niego i uśmiechnęłam się ciepło.
- Nie myśl sobie, że tylko ja się martwiłem, inni również się martwili i cię odwiedzali - uniósł swoje kąciki ust do góry.
- A tak pro po...
- Hm?
- Ile tu siedziałeś? - spojrzałam się na niego zaciekawiona i zauważyłam w jego oczach lekkie zaniepokojenie.
- Ile tu siedziałeś? - powtórzyłam pytanie trochę groźniej, a ten westchnął.
- Siedziałem tu cały tydzień - posłałam mu groźne spojrzenie. - No co?! Nic lepszego nie miałem do roboty.
- A co ze szkołą? - założyłam ręce na piersi.
-Aleś ty uparta - prychnął. - Przekonałem Rozę, aby ta przekonała Nataniela - wypowiedział jego imię z obrzydzeniem - ,aby ten załatwił mi zwolnienie.
- Ach~ - wzdycham zrezygnowana. - Na serio nie miałeś nic do roboty, skoro poprosiłeś go za pośrednictwem Rozy o zwolnienie - rzekłam rozbawiona, a ten naburmuszył się. Zachichotałam i posunęłam się lekko w bok, robiąc miejsce na łóżku koło siebie. Kasteil spoglądał z lekkim nie dowierzaniem raz na mnie, raz na miejsce. Znów się zaśmiałam i poklepałam ręką wolną przestrzeń. Spojrzał się na mnie wzrokiem ,,ty nie żartujesz". Odpowiedziałam mu ścipskim uśmiechem, a ten uśmiechnął się zawadiacko i położył się koło mnie, przytulając moją osobę. Spojrzałam się na jego twarz i mimowolnie zrobiłam się czerwona jak piwonia. Kastiel zaśmiał się cicho, a ja schowałam twarz przytulając się mocniej do niego. Teraz miałam ochotę go zepchnąć, ale nie miałam siły, a na dodatek było by to nie fer, bo w końcu ja go zaprosiłam.
Wtuliłam się w jego pierś i zaczęłam wsłuchiwać się przyspieszonemu biciu jego serca.
- Myślałam, że tylko moje serce wali jak szalone - pomyślałam i zaśmiałam się w duchu.
- A tak w ogóle, jak ty tutaj wlazłeś, skoro wizyty się skończyły? - spytałam się go po krótkiej chwili, nie odrywając się od niego.
- Nie masz się czym martwić....Mam specjalne pozwolenie - wyszeptał wpół śpiącym tonem.
- Taka odpowiedź może być - zaśmiałam się. Moje powieki zaczęły robić się ciężkie, aż w końcu oddałam się w całości krainie Morfeusza.
*******
Obudziły mnie poranne promienie słoneczne, wchodzące przez okno. Ziewnęłam i spojrzałam się na czerwonowłosego chłopaka, a lekki uśmiech od razu wkradł się na moją twarz wraz z rumieńcem.
- Jestem szczęśliwa, - zaczęłam w myślach - że ten buntownik i moi przyjaciele się o mnie martwią, a zarazem smutna, bo dawałam im powód do martwienia się - westchnęłam cicho zrezygnowana, aby nie obudzić Kastiela. - Czuję, że mój czas nadchodzi wielkimi krokami, a do tego jeszcze zmarnowałam kolejny tydzień.
Zaśmiałam się cichutko z mojej bezradności, a Kastiel zamamrotał, przesuwając swoją rękę wzdłuż mojej taili. Kiedy dotarł do miejsca gdzie miałam ranę, syknęłam z bólu. Chłopak od razu oprzytomniał i spojrzał się na mnie z troską wymalowaną na twarzy.
- Mała, coś się stało?
- Możesz wziąć tą rękę - wyszeptałam z obolałym wyrazem twarzy.
- Przepraszam - przeprosił i zabrał rękę na moja prośbę.
- Hi, hi - zaśmiałam się, a on spojrzał się na mnie zaskoczony. - Dni dobroci się skończyły, więc możesz mnie wreszcie przestać przytulać i zmykać z mojego łóżka? -spytałam się go z ścipskim uśmiechem.
- Taka milutka byłaś, że sama mnie zaprosiłaś, a teraz wywalasz - odparł cicho jak by z lekką nutką rezygnacji w głosie.
- Co ja nie jestem miła? - powiedziałam składając ręce na piersi, udając obrażoną, oraz nadymając policzki.
- Nie~ wcale~ - przedłużył śmiesznie. - Alicja jest najmilszą osoba na świecie - zaśmiał się.
-To miał być komplement, bo ja nie wiem - odparłam szczerząc się jak głupia.
- No nie wiem...sama oceń - uśmiechnął się zawadiacko.
- Dobra wezmę to za komplement, ale...
- Co ale? - spytał się zaciekawiony.
- Ale - uśmiechnęłam się chytrze - teraz won z łóżka - próbowałam go zepchnąć, ale nie miałam sił i zaczęłam ciężko oddychać. Kilka razy nawet zakaszlałam.
Zaniepokojony Kastiel, szybko podniósł się do pozycji siedzącej.
- Wszytko dobrze? - spytał się z troską, a ja westchnęłam zrezygnowana i uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił mój uśmiech podnosząc swoje kąciki ust do góry. Następnie znów położył się koło mnie.
- Mnie tak łatwo się nie pozbędziesz - spojrzał się w moje oczy z czułością.
- Wieżę ci na słowo - zachichotałam. - Jesteś gorszy od najgorszej choroby.
- Ej! - odparł najwyraźniej obrażony, przybliżając swoją twarz do mojej.
- Co chcesz mnie pocałować? - spytałam się go nieźle rozbawiona.
Ten na moje słowa spojrzał się na mnie zdziwiony i od razy zarumienił się jak piwonia. Zaczęłam się z niego śmiać, a Kas zaczął udawać, że jeszcze bardziej się na mnie obraża.
Ktoś zapukał drzwi, a czerwonowłosy jak poparzony szybko szedł z łóżka, siadając na krześle, które było koło niego, a ja cały czas obserwowałam go.
- Proszę - powiedział, a drzwi się otworzyły.
W wejściu zauważyłam Rozę, trzymającą bombonierę, Coco trzymającą jakieś kwiatki. Leizer spoglądała na Nataniela z lekkim uśmiechem. Zaraz za Rozalią stał Lysander, koło którego stali bliźniacy.
Spojrzałam się na nich zaciekawiona. Zdziwiłam się, że przyszli tu całą ekipą, a zarazem byłam szczęśliwa ze są.
- Hejka - powiedziałam podnosząc jedną rękę na przywitanie.
Oni spojrzeli się na mnie zdziwieni. Myślałam, że im zaraz szczęki ze zdziwienia opadną na ziemię. Kastiel zaśmiał się cicho.
- Alicja/ Alice/ Ali! - krzyknęli wspólnie.
Uśmiechnęłam się promienie, a Coco, wraz z Rozą rzuciły się na mnie. Zaśmiałam się, a chłopaki podeszli do łóżka witając mnie z uśmiechem.
- Coco...Roza...złaście ze mnie, bo nie mogę oddychać - wyszeptałam ledwo.
- Sorki / przepraszam. -powiedziały wspólnie siadając na łóżko. Uśmiechnęły się do mnie, a ja do nich.
- Dobra, opowiadajcie - spojrzałam się na każdego po kolei. - Czy w szkole coś ciekawego się działo.
- Jak zawsze nic ciekawego - westchnął zrezygnowany Armin.
- A co ty możesz wiedzieć braciszku - spojrzał się spod byka na brata Alexsy. - Nic tylko nie robisz, oprócz grania na tej konsoli - westchnął zrezygnowany.
- To jeśli jesteś taki mądry - przewrócił oczami - to powiedz Alicji co się działo w szkole.
- Dobrze, powiem - spojrzał się na mnie. - Do naszej szkoły chodzi nowy uczeń. Nie wiadomo, kim jest, ponieważ jest bardzo skryty i tajemniczy. Co dodaje mu fajności - westchnął rozmarzony, a ja zrobiłam zdziwioną minę.
- Nazywa się chyba Kentin - poinformował mnie Nataniel.
Zamyśliłam się, łapiąc się za brodę. Nie wiem czemu, ale jego imię mi coś mówiło.
- Może to nasz stary kolega z dawnej szkoły - powiedziała Coco, a ja pstrykam palcami.
- Tak Ken - uśmiechnęłam się promienie. - Ale on pod koniec roku szkolnego został wysłany przez ojca do szkoły wojskowej - przymrużyłam oczy.
- Tak? - zaciekawił się Alexsy.
- Ciekawe czy jego wygląd się zmienił - zemknęłam oczy, a mojej głowie pojawiła się wizja niskiego chłopaka w dziwnych okularach. Potrząsam lekko moją łepetyną i uśmiechnęłam się.
- Jest wysoki, umięśniony, ubiera się w wojskowe ciuchy - niebieskowłosy mówił wyliczając na palcach.
- Chyba to nie on - westchnęła Coco.
- Czemu? - odezwał się pierwszy raz Lysander. Coco spojrzała się na niego i powiedziała:
- Ponieważ nasz Kentin był niziutki i nosił dziwne okulary.
- A tam - uśmiechnęłam się. - Jak wrócę do szkoły, dorwę go i zobaczę czy to Ken - uśmiechnęłam się złowieszczo. Przez co po czołach innych spłynęły animowskie kropelki.
- Alicja wreszcie pokazała swoją złą stronę - rzekł rozbawionym tonem Kastiel, przez co posłałam mu złowieszcze spojrzenie.
Drgnął lekko. Uśmiechnęłam się zadowolona, a reszta zaśmiała się.
- A coś jeszcze się wydarzyło? - spytałam się rozbawiona.
- Tak - powiedział Nataniel. - Moja siostra się z nim całowała, na moich i Chocolatte oczach - na jego twarzy pojawił się mały grymas, a Coco próbowała powstrzymać odruchy wymiotne.
- Jak to widziałam, uciekłam gdzie pieprz rośnie ciągnąc Nataniela - uśmiechnęła się lekko do mnie, a ja pokazałam jej kciuka do góry.
Do pomieszczenia nagle wszedł doktor. Wszyscy się na niego spojrzeli zaciekawieni.
- Widzę, że już się obudziłaś - uśmiechnął się do mnie, a ja zaczęłam się szczypać w polik.
- Raczej się obudziłam, chociaż nie wiem - zaśmiałam się.
- Dowcipna to ty jesteś. Moglibyście na chwilę wyjść z pokoju, chce pogadać z pacjentką - zwrócił się do nich, a oni przytaknęli głową i wyszli z pokoju mówiąc ,,do zobaczenia".
Kiedy zostałam już w pomieszczeniu z samym doktorem, spojrzałam się na niego oczekująco.
- Zastanawiasz się pewnie, dlaczego tutaj przyszedłem? - spojrzał się na mnie, a ja przytaknęłam głową. - Chciałem ci powiedzieć, dlaczego masz tą ranę w okolicy wyrostka. Musieliśmy jakoś odprowadzić nagromadzoną krew, nie tylko z twojego żołądka, ale także niektórych miejsc poza żołądkiem.
- Jeśli dobrze zrozumiałam, jest gorzej niż przedtem. Teraz przynajmniej rozumiem, czemu bolał mnie brzuch - powiedziałam rozmyślając, a doktor przytaknął głową.
- Jest gorzej, ale lepiej niż w sierpniu - uśmiechnął się do mnie. Próbowałam odwzajemnić jego uśmiech, ale na mojej twarzy tym momencik pojawił się tylko leki grymas. Nie mogłam się teraz uśmiechać, ponieważ całe moje ciało wypełniało ogromny smutek.
Doktor Freez po chwili wyszedł, zostawiając mnie samą.
*********
Tydzień później
Dnia dzisiejszego o czwartej rano zdążyłam wyjść ze szpitala. Czemu tak wcześniej, ponieważ Alicja już nie może doczekać się powrotu do szkoły! Czemu powiedziałam o sobie w trzeciej osobie i cieszę się z powrotu do szkoły. A tam nie będę się zastanawiać.
Ubrałam się dzisiaj w czerwoną szeroką koszulkę, w kwiatowe wzorki. Niebieskie spodnie firmy Robin, moje rękawiczki i ulubione dwa medaliki, oraz dżinsowe, wysokie adidasy.
Kiedy wolnym krokiem weszłam do szkoły, moim oczom ukazała się szalona i beznadziejna ,,trójca święta", czyli głupawa blondyna Amber, czarnowłosa dziunia o imieniu Li, oraz brązowowłosa zadufana sobie dziewczyna, o jak to ciekawym imieniu Charlotte.
Westchnęłam zrezygnowana i zaczęłam iść przed siebie. Kiedy zbliżałam się do ekipy, Amber uśmiechnęła się złośliwie.
- O zobaczcie, kogo tu przywiało.
Strzeliłam facepalma i westchnęłam zrezygnowana, a Amber zrobiła zdziwioną minę kiedy zobaczyła moją reakcję.
- Widzę, że blondyna jak zawsze szalona.
- Co?! - zaczerwieniła się ze złości.
- Co cię tak wkurzyło? - uśmiechnęłam się złowieszczo.
- Uważaj, bo zaraz coś ci się stanie - zrobiła kilka kroków w przód.
- Eh? Myślisz, że boję się takiego małego stworka jak ty - uśmiech cały czas nie schodził mi z twarzy.
- Ty mała - wysyczała. - Teraz to przesadziłaś - zaczęła iść w moją stronę uniesioną ręką, a ja przyjęłam poważny wyraz twarzy. Kiedy już miała mnie walnąć, nagle ktoś mnie przytulił, odciągając mnie od niej i następnie przywalił w dłoń Amber. Spojrzałam się do góry i ujrzałam burzę czerwonych włosów. Uśmiechnęłam się od razu, a blondi zrobiła zdziwiony, a zarazem przestraszony wyraz twarzy.
- Kas...tiel - wydukała zdziwiona.
- Jeszcze raz ją tkniesz, a obiecuję, że złamię mój kodeks niebicia kobiet, specjalnie dla ciebie - wycedził.
Po jej policzkach popłynęło kila łez, odwróciła się na pięcie i odeszła wraz ze swoimi przyjaciółeczkami.
- Dzięki - podziękowałam mu, rumieniąc się lekko.
- Nie ma sprawy mała - uśmiechnął się. - I uwierzyć, że ta zdzira się do ciebie przylepiła.
- Tak, tak - przewróciłam oczami. - A tak pro po, możesz mnie łaski swej puścić.
Spojrzał się na mnie i dopiero teraz sobie najwyraźniej uświadomił, że nadal mnie przytulał. Szybko odsunął się ode mnie czerwieniąc się. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w głąb korytarza, a on za mną. Kiedy chodziliśmy, nagle moim oczom ukazała się moja przyjaciółka Coco, stojąca na ławce z wielkim uśmieszkiem.
Ubrana była w białą sukienkę, z czerwonym paskiem, a we włosach miała czarno-czerwoną kokardę, a w lewej dłoni trzymała sok jabłkowy.
Zamrugałam kilka razy oczami, a Kastiel oparł się zaciekawiony o szafkę obserwując Leizer. Na samym końcu korytarza szedł Nataniel, z jakimiś papierami, które przeglądał.
- Nie mów mi, że ona zrobi to co myślę -pomyślałam. - Nie powinna tego zrobić...Chociaż znam ją, aż za dobrze - po moim czole spłynęła animowska kropelka.
Kiedy blondyn przechodził koło dziewczyny, Coco uśmiechnęła się zadowolona.
- Nataniel - powiedziała, a chłopak na nią się spojrzał. - Przyniosłam ci twój soczek! - krzyknęła zawieszając mu się na szyję, z szerokim uśmiechem. Chłopak spojrzał się na nią zarumieniony, upuszczając część papierów na ziemię.
(Mój stary rysunek XD A i przepraszam za jakość)
Zaczęłam się z nich śmiać z Kastielem. Tak, że aż do naszych oczów leciały łzy.
- Haha. Widziałeś minę Nataniela -upadłam na kolana waląc pięścią podłogę ze śmiechu.
- Tak, ale się zaczerwienił - oparł się o szafki i uderzał je. - Twoja przyjaciółka jest szalona, ale zabawna.
- Zgadzam się. Hihi - zachichotałam. - W końcu to moja przyjaciółka - wskazałam na siebie z dumą nadal siedząc na ziemi.
Nadal byśmy się śmieli, ale zadzwonił ten przeklęty dzwonek na lekcje. Kastiel westchnął zrezygnowany, wycierając z kącików oczu łzy. Podszedł do mnie i podał mi rękę. Chwyciłam ją, a czerwonowłosy pomógł mi wstać. Następnie ruszyliśmy na pierwszą lecę dzisiejszego dnia. Wchodzimy do klasy i siadamy razem w naszym ulubionym miejscu, czekając na przyjście nauczyciela. Kiedy wreszcie do klasy wchodzi groźnie wyglądający brunet o jasnozielonych oczach, mówimy ,,dzień dobry", a on podchodzi do biurka. Odkłada dziennik i wyjmuje jakieś kartki z torby.
- Proszę pochować wszystkie książki i piórniki - uśmiechnął się zadowolony. - Czas na mały sprawdzian.
- Eh~ - uczniowie wzdychają zrezygnowani i chowają swoje rzeczy. Nauczyciel spogląda na mnie i Kasa.
- Alicjo, ty i twój ,,partner" nie musicie pisać tego sprawdzianu, ponieważ was dość długo nie było. Napiszecie go później.
- A mogę go teraz napisać? - spytałam się nauczyciela, a on (jak i reszta klasy) spojrzał się na mnie zdziwiony.
- Tak, możesz.
- To, oke - uśmiechnęłam się i pokierowałam swój wzrok na Kastiela, a on spojrzał się na mnie wzrokiem typu ,,ty tak na serio? ". Przytakuje, a ten wzdycha, kładąc się na ławkę.
Kiedy sprawdziany zostały rozdane. Spojrzałam się na Coco, a ona na mnie. Przytaknęliśmy razem i zaczęliśmy pisać jak, że ,,trudny" sprawdzian z matmy. Ku jeszcze większym zdziwieniu wszystkich, we dwie skończyłyśmy pisać po niecałych pięciu minutach.
Podeszłyśmy do nauczyciela, oddając mu napisane sprawdziany. Wszyscy uczniowie spojrzeli się na mnie i na nią nie dowierzając.
- Skończyłyście?
- Yhm - przytaknęłyśmy.
- Dobrze. To wracajcie na swoje miejsca, a ja sprawdzę wasze sprawdziany.
Wróciliśmy na swoje miejsca, a nauczyciel wyjął czerwony długopis i zaczął sprawdzać nasze kartkówki. Po krótkiej chwili na jego twarz wkradło się małe zdziwienie. A my z Coco, posłałyśmy sobie zadziorne uśmieszki.
Kiedy wszyscy oddali już swoje kartkówki, nauczyciel powiedział, że oda nam sprawdziany w poniedziałek. Dzwonek zadzwonił, a my wyszliśmy na przerwę. Moją uwagę od razu przykuł brunet o zielonych oczach, ubrany w czarny T-shirt, białą koszulę, w spodnie moro oraz czarne glany, zaś na jego szyi zawieszony był nieśmiertelnik. Uderzyłam pięścią, w otwartą dłoń, a następnie ruszyłam w stronę tego chłopaka.
- Hejo - przywitałam się, kiedy byłam blisko niego. - Jestem Alicja, a ty?
Spojrzał się na mnie zaskoczony i uśmiechnął się do mnie.
- Ja jestem Kentin i jestem na stówę pewien, że się znamy.
- Dobrze wiedziałam, że to ty. Tylko musiałam się upewnić - zmierzyłam go wzrokiem od dołu do góry. - Kentin, ale się zmieniłeś.
- Widzisz, ludzie się zmieniają - podszedł do mnie. - Nie bój się nikomu nie powiem o twojej chorobie -wyszeptał mi na ucho, a ja zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia. - Coco już mnie o to poprosiła - zaczął mnie wymijać, a ja stanęłam szokowana. - Nara - pomachał mi na pożegnanie i odszedł.
Na ostatniej przerwie, spotkałam się z moimi przyjaciółmi.
- Co powiecie na mały shopping w jutrzejszy dzień - zaproponował Alexy.
- Możemy iść jak chcecie - powiedziałam, a reszta przytaknęła głową.
- Spotkamy się jutro w domu Alicji i Coco. Pójdziemy razem na PKS i z stamtąd pojedziemy do sąsiedniego miasta, aby nasz shopping odbył się w galerii - Roza klasnęła w dłonie, podskakując do góry szczęśliwa.
- A o której mamy przyjść? -spytał się Nataniel.
- Hm...- zrobiłam myślącą minę. - Tak gdzieś na dziesiątą.
- Okey - powiedzieli wszyscy wspólnie posyłając sobie uśmiechy.
Wszyscy się rozeszli, a ja zostałam sama z Coco.
- Wiesz, co Alicja, ja dzisiaj pójdę wcześniej do domu. Wrócisz sama...co? - zrobiła pytającą minę.
- Okey - uśmiechnęłam się.
- Dzięki.
Coco wyszła, a ja poszłam na dach. Kiedy już byłam na nim położyłam się na ziemi i spojrzałam się w błękitne niebo. Zamknęłam oczy nadsłuchując się śpiewom ptaków. Nagle usłyszałam kroki. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam się na wejście, a na moją twarz od razu wkradł się uśmiech.
- Nie idziesz do domu? - spytał się mnie czerwonowłosy.
Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Właśnie chciałam iść.
- Odprowadzę cię.
- Oke.
Kiedy wyszliśmy ze szkoły, poszliśmy do mojego domu przez park. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, żartowaliśmy sobie, śmialiśmy się. Kiedy chłopak odprowadził mnie pod same drzwi, podziękowałam mu za odprowadzenie i weszłam do domu. Zdjęłam buty, a w progu od razu ustała z założonymi na barki dłońmi Coco.
- Hejo Coco.
- Cześć Ali - podeszła do mnie i złapała mnie za rękę. - Chodź - zaprowadziła mnie do środka.
Przełknęłam ślinę zdziwiona, ponieważ na sofie siedział brunet o zielonych oczach, ubrany w czarny garnitur, a koło niego siedziała kobieta o niebieskich oczach i jasnoniebieskich włosach, ubrana w czarną sukienkę, sięgającą do kolan.
- Hejo mamo. Cześć tato - przywitałam się z uśmiechem.
Rodzice spojrzeli się na mnie i od razu się uśmiechnęli.
- Cześć Alicjo, już przyszłaś ze szkoły? - spytała się mnie mama.
- Tak, dzisiaj było mniej lekcji - podeszłam do nich. - A tak pro po, to na ile zostajecie?
- Już chcesz się nas pozbyć - powiedział z nutką smutku w głosie tata.
- Nie - szybko zaprzeczyłam.
- Spokojnie, dowiesz się jak pojedziemy - zaśmiał się, a ja strzeliłam sobie facepalma.
Jeszcze długo ze sobą rozmawialiśmy, ale po pewnym czasie zrobiłam się śpiąca i poszłam się umyć. Kiedy się wykąpałam, ubrałam się w moją ulubioną pidżamę i położyłam się do łóżka.
Spojrzałam się jeszcze w sufit. Westchnęłam i przewróciłam na bok, zasypiając.
************************************************************************
Rozdział skończony ^^ Kurcze jak ja lubię pisać smutne rzeczy ^^
Mam nadzieję, że 5 roz. wam się spodobał, po mimo powtórzeń które były XD (A na pewno były we wspomnieniach XD)
Wiecie co...ostatnio się tak zastanawiam gdzie wcięło Shiro, jakoś od 4 rozdziałów daje mi spokój co jest dziwne O-o
Shiro: Wzywałaś? *uśmiecha się szeroko*
No i wywołałam wilka z lasu *wzdycham zrezygnowana*
Shiro: Odnoszę wrażenie, że jak jestem to jest niedobrze i kiedy mnie nie ma to też jest źle.
Teraz wiesz jaki mam problem *spogląda na mnie złowrogo* Ale *rumienie się* jednak dobrze, że jesteś. *na jego twarz wkrada się zdziwienie, nagle przeciera oczy*
Shiro: Ty się cieszysz, że jestem i do tego się rumienisz?!!? *patrze się na niego zdziwiona* Koniec świata * klęka łapiąc się za głowę, zaś na moim czole pojawia się pulsująca żyłka*
S-H-I-R-O *przeliterowuję ze zgrozą jego imię. Chłopak zadrżał*
Shiro: No...co * trzęsie się ze strachu* Ja odróżnieniu do ciebie nie boję się kogoś *złowieszczy uśmiech*
...
Shiro: Haha *śmieję się, wskazując na mnie* Zatkało kakao XD
Wiesz, że je cię nie znoszę...
Shiro: Wiem, że mnie nie znosisz, ale wiem, że też mnie lubisz i to bardzo *podnosi brwi do góry, a ja spoglądam na niego z obrzydzeniem*
Shiro, koniec tematu....
Shiro: Okey ^^ Już będę cicho.
A teraz mała niespodzianka, o to ona:
Podgląd / Pobierz
Pierwszy szablon wykonany z nudów o tematyce Słodkiego Flirtu XD (Niestety już pobrany XD)
Przeczytałam wszystkie rozdziały na twoim blogu. Podoba mi się pomysł z chorobą, jest oryginalny :) Ciekawe kiedy Kas się o tym dowie i jaka będzie jego reakcja. Twój blog jest super. Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że mój blog ci się spodobał <3 Nawet nie wiesz jak się czeszę ^^
UsuńPS dziękuje za komentarz ^-^
Epicke bardzo mne to wciągnęło!
OdpowiedzUsuńFajnie, że cię wciągnęło :3
UsuńDziękuje za komentarz ^-^