niedziela, 18 października 2015

Rozdział 6

Jak zawsze rano, o siódmej, obudził mnie denerwujący głos budzika. Kiedy ucichł, otworzyłam leniwie oczy, przeciągając się i ziewając. Po krótkiej chwili, wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, szykując sobie dzisiejsze ubranie. Kiedy już wszystko uszykowałam, poszłam do łazienki. Tam ubrałam się w zielony gorset z gwiazdką, szorty z kieszeniami i szelkami oraz obowiązkowo moje rękawiczki i wisiorki. Następnie rozczesałam moje włosy, związałam je w warkocz i wzięłam lekarstwa.

Kiedy wyszłam z łazienki, wolnym krokiem ruszyłam na parter. Gdy weszłam do salonu, ujrzałam moich rodziców. Siedzieli oni przy małym stoliku w rogu pokoju. Tata popijał kawę, czytając gazetę, a mama jadła kanapkę.
- Hejo rodzice - przywitałam się z nimi.
- Cześć córko - powiedział tata, odkładając gazetę na stolik.
- Witaj Alicjo - uśmiechnęła się ciepło do mnie mama.
Podeszłam do nich rozglądając się po pomieszczeniu.
-Wiecie gdzie jest Coco? - usiadłam koło nich na krześle. - Jeśli zaraz nie przyjdzie, to spóźni się do szkoły - przeniosłam swój wzrok na zegarek.
Nagle rodzice zaczęli się śmiać.
- Z czego się śmiejecie? - spojrzałam się na nich zdziwiona.
- Chyba coś z tobą jest nie tak Alicjo - zachichotała mama.
- Jak nie ty - ciągnął dalej tata.
- Powiecie mi wreszcie, z czego się śmiejecie? - zbulwersowałam się.
Oni spojrzeli na siebie, uśmiechając się.
- Dzisiaj jest sobota, nie ma szkoły - powiedzieli razem.
- Eh? - stanęłam szybko na równe nogi, patrząc się na nich z niedowierzaniem. Zamrugałam kilka razy oczami i strzeliłam sobie mocnego  facepalm.
- Ach - westchnęłam zrezygnowana. - Czemu nie powiedzieliście mi wcześniej! - wstałam szybko z miejsca. - Bym poszła się jeszcze położyć do łóżka. Czemu mój budzik zadzwonił skoro jest sobota? Wywalę go chyba przez okno - marudziłam cicho pod nosem, ruszając do kuchni, w której zrobiłam sobie kanapki. Usiadłam z powrotem koło rodziców, kładąc na stolik talerz z kanapkami. Po marudziłam jeszcze trochę cichutko i zaczęłam jeść.
- A tak właściwie, kiedy wróci ciocia? - spytałam się, przerywając na chwilę mój posiłek.
- Hm...- zaczął zastanawiać się tata. - Przez to co się stało, zostanie na dłużej w pracy i nas zastąpi. Powinna wrócić tutaj za tydzień jak wyjedziemy - uśmiechnął się.
- Aha - odpowiedziałam i wróciłam do poprzedniej czynności.

pół godziny później

Nadal zbulwersowana, ale trochę mniej, siedziałam przy stole, położoną głową na blat, gryząc długopis taty. Usłyszałam kroki, więc przeniosłam swój ,,złowieszczy" wzrok na schody. Po chwili moim oczom ukazała się moja zielono-oka przyjaciółka, ubrana zieloną luźną sukienkę, z białą koronką na dekoldzie w serce.
- Dzień dobry - przywitała się z moimi rodzicami, którzy siedzieli na kanapie.
- Witaj Chocolate - powiedzieli wspólnie.
- Co oni się tak zgrali - burknęłam cicho pod nosem, a zdezorientowana Coco od razu się na mnie spojrzała. Zamrugała kilka razy oczami, a później przetarła je ze zdziwieniem.
- Coś jej się stało, że dzisiaj jest na dole wcześniej ode mnie - zwróciła się lekko przestraszonym tonem, do moich kochanych rodzicieli, wskazując na mnie palcem i spoglądając na nich. Na jej słowa prychnęłam, odwracając głowę w stronę jak to cudownie pomalowanej ścianie.
- Co ci jest Alii? - zwróciła się do mnie, a ja zerknęłam na nich ukradkiem, ponieważ ściana okazała się bardzo nudna i dłużej niż kilka sekund nie mogłam na nią się patrzeć.
- Chocolate...nią się nie przejmuj - uśmiechnął się tata.
- Po prostu dzisiaj wcześniej wstała, bo myślała, że jest szkoła - zaśmiała się mama.
- Hy!! - zdziwiła się Coco, zasłaniając na chwilę dłonią twarz i robiąc jeden krok do tyłu. - Przecież ona to radar na dni wolne. Do tej pory o żadnym nie zapomniała - zaczęła się zwijać ze śmiechu, a na moim czole pojawiła się pulsująca żyłka. Szybko wstałam z miejsca, waląc dłońmi o stół.
- No co?! Nawet mi się zdarza! - wykrzyczałam, czując jak moje policzki robią się czerwone ze złości.
- Alicjo, uspokój się  - powiedziała niebieskowłosa, a ja w między czasie podeszłam do mojej przyjaciółki.
- Dobra - prychnęłam. - Ale...-uśmiechnęłam się złowieszczo - będziecie mi wisieć przysługę.
- Niech ci będzie - zaśmiała się niebiesko-oka.
Stanęłam zadowolona, kładąc ręce na barki, a oni posłali sobie uśmiechy, które wydawały mi się bardzo podejrzane.
- Co to za uśmiech? - przyjrzałam się każdemu po kolei, nachylając się i przymrużając oczy.
- A tobie co znowu? - rzekła ze rezygnacją Leizer.
- Nic - uśmiechnęłam się. - Tylko -zaczęłam przeciągać literę ,,o" - coś mi nie pasiło w tych waszych uśmiechach. Jestem prawie na stówę pewna, że coś kombinujecie... - spojrzałam się w oczy Coco, bo wiedziałam, że jeśli coś kombinują to ona pęknie i mi powie o co kaman.
Moja przyjaciółka lekko drgnęła. Spoglądałam jej oczy dobre trzydzieści sekund, ale nic nie mówiła.
- Czyli, nic nie kombinują - zamyśliłam się patrząc się w sufit, następnie zerknęłam na nich ukradkiem, a ci uśmiechali się, znowu,przesyłając sobie jakieś porozumiewawcze spojrzenia. Teraz jestem pewna! Pewna, że na sto pro coś kombinują.

Po niecałej godzinie, usłyszałam dzwonek do drzwi. Już chciałam iść otworzyć przybyszowi, lub przybyszom, ale wyprzedziła mnie Coco.
- O już jesteście - powiedziała blondynka, kiedy już chciałam na nią wrzasnąć. - Wchodźcie do salonu.
Pierwszy do pomieszczenia wszedł Kastiel, który przywitał się ze mną i z moimi rodzicami. Później wszedł Lysander, następnie Armin, Alexy, Rozalia, która trzymała jakąś paczkę i Coco, z Natanielem.
- Wszyscy się tu zebrali - pomyślałam i właśnie w tym momencie, przypomniałam sobie, o obiecanych zakupach z przyjaciółmi. Zaczęłam spoglądając na każdego po kolei. Kiedy przeniosłam swój wzrok na pewnego ktosia, o czerwonych włosach, na moim czole pojawiła się mała pulsująca żyłka, ponieważ jegomość, zdążyła się już uwalić na kanapie. Zaczęłam do niego podchodzić, z chęcią przywalenia mu, udając, że podwijam niewidzialne rękawy.
- Alice! - przytrzymała mnie Roza z Alexym - uspokój się.
- Ale! - spojrzałam się na nich, moim złowieszczym spojrzeniem, wyrywając się im, ale kiedy zobaczyłam ich złowrogie wzroki. stanęłam w miejscu.  - Dobra...już się uspokoiłam - spojrzeli się po sobie, przytaknęli głową i mnie puścili.
- Ali - zwróciła się tym razem do mnie Coco.
- Hm? - odwróciłam się w jej stronę.
- Możesz iść na chwilę na górę? - uśmiechnęła się słodko, przechylając głowę w bok.
- Nie - powiedziałam szybko. - Nie pójdę - pokręciłam przecząco głową. - Nie ładnie jest tak zostawiać gości samych - uśmiechnęłam się.
- No już, idź na górę, młoda - powiedział Kastiel, siadając na kanapie. Spojrzał się w moje oczy i uśmiechnął się tym swoim zawadiackim uśmieszkiem.
- Przez ciebie mam, jeszcze większą chęć pozostania tutaj - powiedziałam szybko bez uczuć.
- Aż tak mnie kochasz? - zaśmiał się, a z nim reszta.
- Nie - odpowiedziałam szybko z lekkim rumieńcem.
- Kłamiesz.
- Nie kłamię! - oburzyłam się.
- Mam pomysł - wstał na równe nogi i zaczął podchodzić do mnie. - Jeśli pójdziesz na górę, to będzie to oznaczać, że mnie nie kochasz - podszedł do mej osoby i stanął przede mną, spoglądając w moje oczy. - Ale, jeśli tu zostaniesz, to będzie oznaczać, że jednak coś głębszego do mnie czujesz - przybliżył swoją twarz do mojej, a ja czułam, jakby mi zaraz serce miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Odwróciłam głowę, z niezłymi rumieńcami na twarzy. Tupnęłam nogą i ruszyłam w stronę schodów. Weszłam na nie i kiedy już byłam na górze, schowałam się za ścinaną. Spojrzałam się za niej, lekko się wychylając i zaczęłam nasłuchiwać co mówią.
- Chocolate - zwrócił się do Coco, Nataniel, a Leizer się na niego spojrzała. - I co powiesz nam co rozplanowałaś?
- Poczekajcie - powiedziała składając ręce na piersi.
- Za czym mamy poczekać? - spytał się Lysander.
- Zaraz się dowiecie, czemu na razie nic nie mówię - westchnęła i spojrzała się prosto na mnie. Zadrżałam lekko, chowając się za ścianę.
- Ali! - krzyknęła zrezygnowana. - Może wreszcie pójdziesz do swojego pokoju!
- Tak, tak! - krzyczę wstając na równe nogi.
- Skąd wiedziałaś, że tam się ukrywa? - spytała się jej zaciekawiona Roza.
- Prawie jak gry szpiegowskie - wtrącił swoje trzy grosze Armin z iskierką w oczach.
- Wiedziałam, ponieważ jak była mała, zawsze się tak chowała przede mną i Erickiem - powiedziała, olewając komentarz czarnowłosego, z lekkim uśmiechem wymalowanym na twarzy.
Gdy skończyła mówić, wzdycham i ruszam do mojego pokoju. Kiedy w nim byłam, rzuciłam się na łóżko, patrząc się w sufit.
- Denerwuje się, że dzisiaj wcześniej wstałam, a sama martwię się o utratę swego czasu. Chyba to lepiej, że tak się stało - położyłam się na bok. - Tak na prawdę wkurzyły mnie ich komentarze - wyszeptałam sama do siebie, walcząc z samą sobą, wewnątrz mnie.
Wstałam łóżka i podeszłam do regału na książki, który znajdował się nad biurkiem, zaś sam regał znajdowało się w rogu pomszczenia. Odszukałam wzrokiem folder ze zdjęciami, kiedy go znalazłam wzięłam go do ręki i wróciłam  z powrotem na łóżko. Otworzyłam go i zaczęłam przeglądać zdjęcia, na których byłam ja, Coco i Erick. Kiedy doszłam do zdjęcia, na którym była nasza trójka z wielkimi uśmiechami, mimowolnie się sama uśmiechnęłam, następnie wyjęłam fotografie i spojrzałam się na Ericka.
- Ciekawe co u niego - zaczęłam cicho. - Ostatni raz widziałam go w lipcu - zaczęłam odkładać zdjęcie na miejsce. - Nie dzwoniłam do niego z tą sprawą, że byłam w szpitalu - przejechałam dłońmi, po ranie w boku, a mój wzrok posmutniał. - Ponieważ nie chciałam, go martwić.
Westchnęłam i odłożyłam album na swoje miejsce. Poklepałam się po buzi i spojrzałam się na drzwi.
- Co oni tam, tak długo robią...- zaczęłam tupać nogą, zakładając ręce na piersi. - No dalej, chodźcie - wyszeptałam, a ku mojemu zdziwieniu nagle drzwi się otworzyły.
Do mojego pokoju, wesołym krokiem weszła Coco, a zaraz za nią zawitała Roza, trzymająca tajemniczą paczkę.
- No wreszcie - prychnęłam. - Wiecie jak się nudziłam?
- Tak wiemy - Coco zaczęła się uśmiechać jak mysz do sera. Przez co przez moje ciało przeszła dziwna fala dreszczy.
- Co macie w tej torbie - wskazałam na nią, przełykając ślinę, a zaraz na twarz Rozy, wkradł się ten sam uśmiech, co na twarzy Leizer.
Dziewczyny zaczęły do mnie podchodzić wolnym krokiem. Drgnęłam lekko, bo nie wiedzieć czemu otaczało mnie dziwne uczucie strachu oraz niepokoju i to wszystko przez ten ich tajemniczy pakunek.
- Co...chc...cecie z...zrobić? - wyszeptałam wystraszona, zasłaniając się rękami. Kiedy były już przy mnie dosłownie się na mnie rzuciły, a ja krzyknęłam przestraszona, upadając na ziemię, razem z nimi.

****

W tajemniczym pakunku, okazała się być zielona dość zwiewna sukienka z bufiastymi rękawami oraz pasujące do niej szpilkami, w które po dosłownym rzuceniu na mnie, dziewczyny mnie ubrały. Kiedy zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Coco nie wiadomo skąd wyjęła szczotkę i zaczęła rozczesywać moje włosy, które po chwili, zaplotła warkocz. Następnie ku mojemu niezadowoleniu, Rozalia zrobiła mi makijaż. Kiedy wszystko już było gotowe, dziewczyny spojrzały się na mnie zadowolone, przybijając sobie piątkę, zaś ja stałam załamana w miejscu, a moja powieka zaczęła niebezpiecznie drgać, ze złości.
- Idziemy na dół? - zapytała się mnie i Leizer, Rozalia.
- Tak /Nie - powiedzieliśmy w jednym czasie razem z Coco.
- Oke - klasnęła dłonie.  -Czyli wszyscy się zgadzają - podskoczyła do góry, a na moim czole pojawiła się czerwona pulsująca żyłka.
- Ja się nie zgadzam - prychnęłam.
- Dobra, chodźmy, bo chłopcy będą się niecierpliwić - uśmiechnęła się Coco.
- One, mnie kompletnie olewają!! - krzyknęłam w myślach, czując, że niedługo pewnie wybuchnę ze złości.
Zaczęły iść w stronę wyjścia, a ja stałam w miejscu, przytupując nogą.
- Ali idziesz? - spojrzał się na mnie wzrokiem typu ,,No dalej chodź".
- Pff... - odwróciłam wzrok.
- Ach~ - westchnęły jednocześnie.
- Jeśli zaraz nie zejdziesz o własnych siłach - spojrzałam się na nią i zauważyłam jej diabelski uśmiech - to zawołam Kastilea, żeby po ciebie przyszedł.
- Oke... - po moim czole słynęła animowska kropelka. Dziewczyny wyszły z pokoju, a ja ruszyłam za nimi. Kiedy zaczęły schodzić po schodach, zatrzymałam się i spojrzałam na siebie. Czułam takie dziwne uczucie z barku moich rękawiczek oraz poczułam się tak nieprzyjemnie.
- Może to przez ten struj - pomyślałam, a na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec, z powodu zażenowania swoim wyglądem. Potrząsnęłam głową i schowałam za ścianę.
- Gdzie jest Alicja? - spytał się ich Armin, a one spojrzały się za siebie. Kiedy nie odnalazły mnie wzrokiem, Roza westchnęła zrezygnowana, a Coco strzeliła sobie facepalm'a.
- Dlaczego nie idziesz?  - zadała mi pytanie Leizer, kiedy już była przymnie z białowłosą.
- Bo...- zarumieniłam się - zdałam sobie sprawę, że wyglądam troszeczkę dziwnie - złapałam się za dół sukienki, patrząc się w ziemię i kołysząc się.
- Ali jak zawsze histeryzujesz - powiedziała, a ja spojrzałam się na nią.
- Ona ma rację -przyznała jej Roza. - A tak przy okazji, nie wyglądasz dziwnie, tylko słodko - uśmiechnęła się szeroko.
Moje przyjaciółki podeszły do mnie i chwyciły mnie za ręce. Następnie zaczęły mnie ciągnąc w stronę schodów. Kiedy byliśmy już na dole, spojrzałam się na chłopaków, każdy z nich się lekko rumienił. Przez ten widok na moją twarz wkradł się jeszcze większy rumieniec.
- Alicja, w sukience...rzadkość - rzekł z nutką zdziwienia Kastiel.
-Rumieniący się Kastiel, jeszcze większa rzadkość - zaśmiałam się, spoglądając na niego z uśmieszkiem.
- Wcale, że nie - burknął cicho.
- Wcale, że tak - zamyśliłam się. - A może nie -złapałam się za podbródek. - Już kilka razy widziałam jak się rumienisz - zachichotałam. Przeniosłam swój wzrok na czerwonowłosego i spotkałam się z jego zakłopotanym wyrazem twarzy, przez co jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać.
- Haha - zaczął się śmiać Nataniel. - Dawno nie widziałem takiej miny u ciebie - uśmiechnął się kpiąco, a Kastiel posłał mu złowieszcze spojrzenie.
- Nataniel taki jest...nie wiedziałam - pomyślałam zdziwiona, przechylając lekko głowę w bok. Następnie bez dalszej kłótni, wyszliśmy z mieszkania i ruszyliśmy w stronę przystanka autobusowego. Kiedy byliśmy już na miejscu, czekaliśmy, aż przyjedzie autobus do najbliższego miasta, gdzie jest największe centrum handlowe. Gdy już przyjechał, weszliśmy do niego, zakupiliśmy bilety i usiedliśmy na wybrane przez nas miejsca. Ja usiadłam z Rozalią, Coco z Natanielem, Kastiel z Lysandrem, Armin z Alexsym.

****

Kiedy byliśmy w centrum handlowym, ustaliśmy niedaleko wejścia. Rozejrzałam się zdziwiona wokół siebie. Kiedy zauważyłam wielkie tłumy ludzi westchnęłam zrezygnowana, ponieważ wiedziałam, że jeśli będę chciała wejść do jakiegoś sklepu z ekipą, to będę musiała się przez nich przeciskać.
- Co dzisiaj tak tłoczno? - złapałam się za tym głowy, czochrając się lekko.
- Dzisiaj jest ponoć jakiś koncert - uśmiechnął się znacząco do każdego blondynka.
- Koncert? - złapałam się za ręce i uśmiechnęłam się szeroko. - Pójdziemy na niego?
- Może później - zachichotała Roza, a ja podskoczyłam do góry ze szczęścia.
- Co wy na to, żeby podzielić się na dwie grupy -zaproponował Lysander. Od razu przeniosłam na niego mój zaciekawiony wzrok. Kiedy zauważył, że się  na niego patrze, uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam jego uśmiech.
- To jak się dzielimy? - spytał się go, Kastiel, przez co białowłosy od razu przeniósł swój wzrok na czerwonowłosego.
- W pierwszej grupie będzie: Rozalia, Alexy, Kastiel oraz Alicja - spojrzał się na każdego ,,właściciela" imienia. - Zaś w drugiej grupie, będę ja, Armin, Nataniel i Chocolate. Zgadzacie się na takie grupy? - uśmiechnął się do nas.
- Tak! - odpowiedzieliśmy wspólnie, wybijając pięść do góry.

Po niecałych kilku minutach rozdzieliliśmy się. Kiedy tylko druga grupa znikła mi z oczu, Roza, wraz z Alexsym złapali mnie za ręce i zaczęli ciągnąć po sklepach, zaś zrezygnowany Kastiel, szedł za nami marudząc coś pod nosem. ,,Szliśmy" w kierunku kolejnego sklepu, aż nagle moją uwagę przykuł napis: Zermana, na sklepie na przeciwko. Zahamowałam ostro, nie dając się im ciągnąc.
- Alice? Co ci jest? - zaczęła Roza.
- Przez ciebie, byśmy glebę zaliczyli - dopowiedział Alexsy.
- Ja chce do tego sklepu - wskazałam ruchem głowy na sklep.
Białowłosa oraz niebieskowłosy, od razu przenieśli wzrok na o we pomieszczenie. Kiedy przeczytali tylko napis, zadrżeli lekko i spojrzeli się na mnie powoli cali bladzi.
- Wiesz, że to jest jeden z sklepów, które sprzedają najdroższe ciuchy i różne akcesoria? - spytała mnie się złoto-oka poważną miną.
- Wiem - uśmiechnęłam się. - Dlatego - sięgnęłam do kieszeni. Wyjęłam mój portfel, otwierając go. Popatrzyłam się na regały i wyjęłam jedną kartę z wielu z napisem Zermana -mam to! -pokazałam im kartę upominkową uśmiechem, a im o mało co szczeny nie opadły do ziemi.
- Skąd masz tą kartę? - spytał się drżącym głosem niebieskowłosy.
- Mam takich kilka - uśmiechnęłam się szeroko.
- Skąd?! - spytali się wspólnie, a Kastiel przyglądał się nam zaciekawiony i wyraźnie rozbawiony zachowaniem dwójki.
- Od moich rodziców - odpowiedziałam szybko.
- Ale skąd oni to mają!? - spojrzałam się na nią wzrokiem ,,o co ci chodzi?", na co ona westchnęła. - Ten sklep nie daje kart upominkowym byle komu i nawet ich nie sprzedaje! - podeszła do mnie łapiąc mnie za barki i potrząsając.
- O rety - przewróciłam oczami. - Przecież to sklep moich rodziców - uśmiechnęłam się lekko.
Chwila ciszy...
- Co?!!?! - wykrzaczyli razem, a ja się zaśmiałam. Następnie przeniosłam swój wzrok na czerwonowłosego, który spoglądał na mnie z niedowierzaniem. Znowu sięgnęłam po mój portfel i wyjęłam z niej trzy karty. Jedną dałam Rozali, drugą Alexyemu, a trzecią Kasielowi.
- Po co mi ją dajesz? - spytał się mnie, kiedy wręczałam mu mój mały upominek.
- Dlatego, że ten sklep, nie sprzedaję tylko ubrań, ale również akcesoria muzyczne - uśmiechnęłam się szeroko, a on odwzajemnił mój uśmiech.
- Wiecie co...- zwróciłam się do dwójki moich przyjaciół. - Przez te pogadanki, możemy pójść później do tego sklepu? -zrobiłam słodką minę.
- Oke - zaśmiała się Roza. - Zostawimy ten sklep na koniec.
Przytaknęłam głową i ruszyliśmy na dalsze zakupy.

Po kilku-dziesięciu sklepach i kilku spędzonych godzinach na przymierzaniu, bieganiu itp. zaczęłam już się denerwować. Zatrzymałam się, odwróciłam się w tył i ruszyłam w stronę wolnej ławki. Kiedy już byłam blisko niej, usiadałam i westchnęłam zrezygnowana.
- Dzień dobroci się skończył - zaczęłam marudzić pod nosem. - No ileż to można łazić po tych sklepach, nawet teraz nie mam ochoty iść do Zermany i do tego nogi mnie bolą -gadałam tak szybko, że normalna osoba by mnie nie zrozumiała. -Do tego już mi się to nudz...
- Alicja!
- Czego?! - spojrzałam się wściekle na czerwonowłosego.
- Niczego?! - zbulwersował się. - Nawet nie zauważyłaś kiedy przyszliśmy i nawet nie słyszałaś jak cię wołam!
Posłałam mu piorunujące spojrzenie. Wstałam na równe nogi i zaczęłam iść w stronę centrum.
- Alice?! - usłyszałam głos mojej przyjaciółki. - Gdzie idziesz? - podbiegła do mnie, kiedy szłam szybkim tempem.
- Idę do centra, centrum handlowego - burknęłam cicho.
- Nie możesz - złapała mnie za rękę, próbując zatrzymać mą osobę.
- Mogę! - wyrwałam jej moją rękę i prychnęłam.
- Z tobą to same problemy - usłyszałam za sobą zrezygnowany głos Kastiela.
- Wcale nie - odwróciłam się na pięcie, przez co przywaliłam o jego klatę. Następnie przeniosłam swój wzrok na jego twarz.
- Wcale, że tak płasko decho - odsunął mnie od siebie.
- Że co tyś powiedz...aaa - nie dokończyłam, ponieważ straciłam grunt pod nogami. Następnie przestraszonym wyrazem twarzy, spojrzałam się w oczy czerwonowłosego, który uśmiechał się zawadiacko, trzymając mnie nad ziemią.
- Co się tak boisz...przecież nic ci nie zrobię - zarzucił mnie sobie przez ramię. Przez co poczułam się trochę jak worek ziemniaków.
- Kastiel...
- Hm?
- Wiesz, że ta pozycja jest trochę niewygodna?!! - zaczęłam mu się wyrywać, ale ten rozbawiony klepnął mnie w tyłek, przez co zadrżałam lekko, a na moją twarz wkradły się wielkie rumieńce.
Kastiel zaczął iść przeciwną stronę, niż ja chciałam.
- Idioto!! Puszczaj mnie! - zażenowana zaczęłam rozglądać się dookoła siebie, a gdy tylko napotkałam czyiś wzrok, cała się zaczęłam trząść.
- A ty co taka nerwowa - spojrzał się na mnie ukradkiem, przez co od razu zauważyłam na jego twarzy ten zawadiacki uśmieszek. - Czyżbyś okres miała - zaśmiał się, a wraz z nim Rozalia i Alexy.
Spojrzałam się na niego zażenowana.
- Nie - odpowiedziałam mu piskliwym głosem.
- To nie marudź - zatrzymał się na chwilę.
- Jak mam nie marudzić, jak mi krew do mózgu spływa! - walnęłam go z pięści w plecy.
- Ups...sorki - zdjął mnie delikatnie z ramienia i ustawił mnie do pionu na ziemi.
Od razu lekko zakręciło mi się w głowie, zachwiałam się i do tego ta chwilowa zaćma...ach!
- Wszystko okey? - spojrzał się na mnie zatroskanym wzrokiem.
- Tak - uśmiechnęłam się. - A teraz - zaczęłam się rozglądać wokół siebie, a mój wzrok przykuła jakaś ławka. - Nara! - szybko podbiegłam do ławki i się jej złapałam tak, że teraz na pewno nigdzie mnie nie zabiorą...ha! Tylko czemu im tak zależało, żebym nie poszła do centrum tego budynku.

Zrezygnowana trójka podeszła do mnie, a ja spojrzałam się na nich przymrużając oczy.
-Żywcem mnie nie weźmiecie! -krzyknęłam, przytulając się jeszcze bardziej do tej ławki, a po ich czołach spłynęły animowskie kropelki.
- Trzeba ją jakoś odczepić - rzekła ze rezygnacją głosie Roza.
- Tak - przyznali wspólnie chłopcy.
- To kto próbuje pierwszy? - spytał się niebieskowłosy.
- Ja już z nią miałem przygodę - podniósł na wysokość głowy ręce, cofając się o krok, Kastiel.
- Dobra - westchnęła białowłosa. - Ja ją spróbuje oderwać - przewróciła oczami. Następnie podeszła do mnie, złapała mnie pod pachami i zaczęła ciągnąć. Jak jej nie wychodziło, to położyła nogę na ławce, ale i tak jej wysiłki poszły na marne, jedynie co się odsuwało, to ławeczka od podłoża. Zrezygnowany Alexy podszedł do niej, chwycił ją, tak jak ona mnie i zaczęli ciągnąć mnie razem.
- Alice - rzekł ledwo niebieskowłosy. - Puszczaj wreszcie!
- Nie! - potrząsam głową i spojrzałam się na moje zaczerwienione ręce.
- Co...wy wy..rabiacie - Roza mnie puściła, kiedy usłyszała zdziwiony głos Coco.
Spojrzałam się na moją przyjaciółkę, później na białowłosego, blondyna oraz czarnowłosego. Każdy miał zdziwiony wyraz twarzy nawet Lysander. Zamrugałam kilka razy oczami zdziwiona, a następnie na moją buźkę wkradła się mała złość.
- Pff...- prychnęłam pod nosem. - Gdzie was wcięło? - spojrzałam się na blondynkę przymrużając oczy.
- Byliśmy na zakupach - westchnęła zrezygnowana. - A gdzie niby mieli bym być? - założyła ręce na piersi i spojrzała się na mnie z góry.
- Wy robicie ze mnie idiotkę? - spojrzeli się na mnie pytająco. - Jak robiliście zakupy, to gdzie macie torby? -na moje pytanie drgneli.
- Ja..ak to g..dzie? Pr.z..e..cie..ż zoo..stawiliśmy je - próbował się wykręcić jakoś Nataniel, a ja spojrzałam się na niego podejrzanie, uśmiechając się złośliwie.
- W szafkach za które się płaci! - krzyknęła Coco, a ja się na nią spojrzałam. - No wiesz, w tych co się płaci dwa złote - uśmiechnęła się szeroko, zamykając oczy, ale i tak po mimo tego niebezpiecznie drgała jej brew.
Nabrałam powietrze do płuc i je wypuściłam.
- Dobra niech im będzie - pomyślałam zrezygnowana. - Udam, że dałam się na to nabrać...
Uśmiechnęłam się, a oni westchnęli z ulgą. ,,Odczepiłam" się od ławki, gładząc moje obolałe ręce.
- To co teraz robimy? - przechyliłam głowę w bok.
- Może pójdziemy do centrum? - zaproponował Armin.
- Zgadzamy się - powiedzieli moi przyjaciele oprócz mnie.
- Ja się nie zgadzam - powiedziałam ku zaskoczeniu wszystkich. Zrobili wielkie oczy i spojrzeli się na mnie wzrokiem typu ,,ty tak na serio?". - Nie idę tam -tupnęłam nogą, odwracając wzrok.
- Co!??! - krzyknęli wspólnie.
- Opóźniona reakcja - wyszeptałam pod nosem.
- Ale czemu? - Kastiel podszedł do mnie, kiedy inni się dziwili. - Przecież byłaś tak napalona, żeby tam pójść, że aż do ławki się przytuliłaś i nie chciałaś jej puścić! - zbulwersował się.
- Teraz to wam zależy, żebym poszła...- burknęłam, składając ręce na piersi.
Strzelił sobie faceplama, później przejechał dłonią po twarzy. Zamyślił się chwilę, aż nagle się uśmiechnął. Podszedł do mnie i spojrzał się moje oczy, następnie się nachylił.
 - Jeśli nie pójdziesz, - zaczął mi szeptać do ucha - to cię pocałuję.
Spojrzałam się na niego jak na idiotę. Zamrugałam kilka razy oczami i zarumieniłam się jak diabli, ponieważ dopiero teraz dotarły do mnie jego słowa.
- N.o too idzzziemy! - krzyknęłam piskliwym głosem i zaczęłam iść przed siebie, marszem robota.
- Co jej powiedziałeś? - usłyszałam zdziwiony szept Rozy.
Stanęłam na baczność.
- Nie ważne - zachichotał.
Odetchnęłam z ulgą, bo już się bałam, że im powie co mi mówił.
Moi przyjaciele doszli do mnie i razem ruszyliśmy przed siebie do naszego wspólnego celu.

Kiedy wreszcie doszliśmy do miejsca, moja powieka zaczęła niebezpiecznie drgać, ponieważ prawie cała wolna przestrzeń była wypełniona ludźmi.
- Co tu tak tłoczno? - zadałam sobie w myślach i dopiero teraz zauważyłam chwilową scenę galerii, wystawianą na jakieś specjalne eventy. - Zapomniałam, że dzisiaj miał być ten koncert...  -strzeliłam sobie faceplama.
- A tobie co? - spytał mnie się spokojnie Armin.
- Nic tylko - spojrzałam się w sufit. -Nie lubię tłumów...
Po ich głowach spłynęła animowska kropelka...znowu.
- Po twoim zachowaniu - zaczął czerwonowłosy - mogę stwierdzić, że na sto pro masz okres - uśmiechnął się zawadiacko.
- Znowu z tym wyskakujesz - wydukałam, kiedy moja powieka niebezpiecznie drgała. Podeszłam do niego, z wielką ochotą przywalenia mu, ale tuż przed walnięciem go usłyszałam kroki na scenie i pisk fanek.
- Witajcie - usłyszałam znajomy głos, a moje oczy powiększyły się do granic możliwości.
- Alicja wszystko gra - powiedział zdziwiony czerwonowłosy.
Nie słuchając go odwróciłam się w stronę sceny z niedowierzaniem. Zasłoniłam usta rękami, a łzy pociekły mi po policzku. Następnie powiedziałam cicho z lekkim uśmiechem:
- To nie możliwe...

Ciąg dalszy nastąpi!


************************************************************************
Rozdział z małym opóźnieniem, ale zachorowałam i nie miałam kiedy go wstawić ;-; i sprawdzić...Właściwie teraz jestem chora, ale ci...
Shiro: Ty od zawsze byłaś chora, ale na głowę.
Mam cię zabić ty dwudziestojednoletni wysiwiały chłopaku...
Shiro: Po pierwsze, moje włosy są białe a nie siwe! Po drugie,  właśnie sobie uświadomiłem, że jestem starszy do ciebie!
...
Nie komentuje tego...
Wracając do rozdziału...wydaje mi się on jakiś dziwny XD Nie wiem czemu, ale tak jest ^^
W tym rozdziale Alicja była trochę...jak by tu to nazwać... nerwowa i nadpobudliwa XD  Jak myślicie, czemu pod koniec nasza główna bohaterka tak zareagowała? Kogo zobaczyła? Ta osoba co zgadnie w następnym rozdziale dostanie dedykację!
Shiro: Zaszalałaś *przewraca oczami*
A ty jak zawsze wygadany *składam ręce na piersi*
Na razie nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział :)
Do zobaczenia!

4 komentarze:

  1. Rozdział cud miód malina! Ja stawiam, że zobaczyła Ericka, na sto pro.
    Pewne Coco planowała to z nim już wcześniej i pisali o tym te wiadomości jak Al była w szpitalu. To miała być dla niej niespodzianka pewnie i stąd to dziwne zachowanie ekipy.
    Życzę szybkiego powrotu do zdrowia i mnóstwa weny!!! A i jeszcze czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za wenę i za komentarz :D
      ...
      Bingo! Wszystko zgadłaś :D nawet dodatkowe rzeczy związane z zachowaniem ekipy :3 Dostajesz dedykację w następnym rozdziale ^-^

      Usuń