sobota, 19 września 2015

Rozdział 4

Chocolatte

Ali grała tak jak za dawnych lat, z pasją i ze szczęściem. Na początku się bałam, ale jak tylko zaczęła śpiewać nagle cały mój strach minął.
Jej głos był czysty i piękny, pomimo upływu tylu lat bez śpiewania.
Uśmiechnęłam się ciepło i spojrzałam się na chłopaków śmiejąc się cicho.
- I co? Zatkało kakao? - spytałam się ich, a oni przytaknęli głową.
Dalej w spokoju słuchałam jak moja przyjaciółka śpiewa. Kiedy zbliżała się do zagrania drugiej szybszej solówki gitarowej, zamknęłam oczy.

Udała się jej ona perfekcyjnie, nawet muszę przyznać, że zagrała lepiej od mojego durnego brata.
Zwolniła tempo i zaczęła drugą zwrotkę piosenki. Nagle przestała śpiewać i grać. Spojrzałam się w jej stronę zaskoczona, miała ona przymrużone oczy. Wyglądała tak jak by miała za chwilę upaść na ziemię.
- Alicja, wszystko okey! - krzyknął Kastiel, za nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Moje serce przyśpieszyło ze strachu.
Moja przyjaciółka upada na kolana, z obolałym wyrazem twarzy. Kastiel zaczął biec do niej jako pierwszy, później biegł Lysander. A ja stałam szokowana w miejscu, z przestraszonym wyrazem twarzy.
Alicja zaczęła upadać na ziemie. Szybko zaczęłam biec w jej kierunku, słysząc głośne bicie mego serca.
Ali spogląda na nas przed zderzaniem z ziemią i widzę jej pusty, bez życia wzrok. Kiedy leży już na ziemi, Kastiel jest już przy niej i bierze ją swe ramiona, a zaraz po nim dobiega Lysander klęcząc obok nich.
- Alicja, Alicja, Alicja! - krzyczał jej imię, potrząsając nią lekko. Podbiegam do nich i staję szokowana kładąc dłonie na klatce piersiowej. - Alicja...- mówi cicho drżącym głosem czerwonowłosy i przestaję nią potrząsać.
Wlepiam wzrok na spokojną twarz mojej przyjaciółki, a w moich oczach pojawiają się łzy. Po krótkiej chwili w końcu upadam na kolana szlochając.
- Znowu to się dzieję, znowu....- myślę panicznie i spoglądam przez łzy na prawie płaczącego i przestraszonego czerwonowłosego oraz białowłosego.
Nagle Kastiel wstaję na równe nogi, trzymając Alicję jak księżniczkę.
- Lysander dzwoń po karetkę  - mówi spokojnie, drżącym głosem.
- Do...brze - oszołomiony wyjmuję ze swojej kieszeni telefon i dzwoni na pomoc, a Kastile w między czasie, wychodzi z piwnicy. Kiedy znika mi z oczu, staję na równe nogi.
Cała się trzęsę ze strachu i czuję się tak jak bym miała zaraz upaść. Zaczynam iść za czerwonowłosym. Idę bardzo powoli, pomimo tego, że bym miała ochotę biec do mojej najlepszej przyjaciółki jak najszybciej. Podbiega do mnie Lysander i coś do mnie mówi, ale każde jego słowo jet dla mnie niewyraźne.
W końcu wychodzę na dziedziniec. Widzę przy bramie Kasiela z Ali na rękach. Podchodzę do nich odzyskując zimną krew.
- Kastiel...połóż ją w pozycji bocznej bezpiecznej - mówię do niego.
Chłopak spojrzał się na mnie, a później na Alicję.
- No mówię połóż ją! - wybucham .- Ona może mieć problemy z oddychaniem i przez ciebie może umrzeć! - krzyknęłam na niego wściekła, a ten delikatnie ułożył ją na ziemi, kładąc ją w pozycji bezpiecznej.
Uklękłam przy mojej przyjaciółce i sprawdziłam jej puls. Słabł on z każdą mijającą chwilą. Zaniepokoiłam się, ale nie chciałam ich straszyć, więc nic nie mówiłam. Kastiel uklęk przy mnie, spoglądając na twarz Ali w skupieniu. Za kilka chwil przyjechała karetka pogotowia i załadowali ją do ambulansu. Chcieliśmy z nią jechać, ale lekarz w karetce powiedział nam, że nie możemy. Drzwi się zamknęły, a pogotowie odjechało.
- Musimy do niej jechać! I to migiem  - powiedział szybko Kastiel nieźle zaniepokojony, wyjmując drżąca ręką jakieś kluczyki z kieszeni.
- Nie możesz w tym stanie prowadzić  - powiedział do niego, o dziwo, spokojny Lysander.
Chłopak posłał mu groźne spojrzenie.
- Musimy do niej jechać samochodem, bo ci idioci nie POZWOLILI NAM WSIĄŚĆ DO AMBULANSU!! - krzyknął wściekle podnosząc swój głos.
- Takie mieli przepisy i jesteś jeszcze nie masz prawo jazdy, aby prowadzić - powiedziałam, a ten przeniósł swój wściekły wzrok na mnie.
Przełknęłam ślinę ze strachu.
- A właśnie, że mam prawo jazdy. Guzik mnie obchodzi, czy chcecie ze mną jechać, czy nie  - zaczął wychodzić z terenu szkoły. - Sam sobie pojadę!
Spojrzałam się na Lysandra, ten westchnął i zaczął biec za swoim przyjacielem, a ja za nim. Kiedy dobiegliśmy na parking koło szkoły, zobaczyłam Kastiela przy czerwonym ferrari. Próbował otworzyć drzwi, ale ręka mu się tak trzęsła, że mu się to przez jakiś czas nie udawało.
Kiedy wreszcie udało mu się wsadzić kluczyki do zamka, wszedł do samochodu.
- Kastiel, poczekaj na nas! - krzyknął Rain, podbiegając do samochodu.
- No szybciej! - otworzył okno, tylko po to, aby się na nas spojrzeć. - Dłużej nie będę czekać.
Przytaknęliśmy głową i wsiedliśmy do ferrari.
Obok tego buntownika na przednim siedzeniu usiadł Lysander, a ja usiadłam na tylnym.
Czerwonowłosy wycofał z piskiem opon i nacisnął tak na pedał gazu, że po chili znaleźliśmy się przed szpitalem.
Szybko wysiedliśmy z ferrari i zaczęliśmy biec do budynku. Gdy do niego wbiegliśmy rozejrzałam się, aby poszukać recepcji. Kiedy znalazłam ją wzrokiem, podbiegłam do niej i spytałam się o dziewczynę, która niedawno do nich przyjechała. Recepcjonistka spytała mnie się czy jestem z rodziny. Ja na jej pytanie skłamałam, że jestem, bo mi nic nie powiedziała.
-Poczekaj, zaraz ci powiem, w którym jest w pokoju.
Sekretarka zaczęła szukać coś w komputerze, a ja spojrzałam się na chłopaków. Lysander usiadł w poczekalni, a Kastiel poddenerwowany chodził z tą i z powrotem.
- Twoja krewna jest w pokoju 120.
Spojrzałam się na nią, dziękując jej i pobiegłam do chłopaków.
- Czy pana żona rodzi? - spytał się jakiś staruszek czerwonowłosego jak byłam przy nich.
- Ech...nie  - odpowiedział troszeczkę zdziwiony.
- To co pan taki poddenerwowany? Zwykle tak się zachowują przyszli ojcowie tuż przed narodzinami swojego dziecka  - uśmiechnął się do niego starszy pan, a chłopak westchnął.
- Słuchajcie, jest w pokoju 120  - powiedziałam, a oni przytaknęli i razem ruszyliśmy poszukać pokoju.
Kiedy po dość długiej i nerwowej akcji poszukiwawczej, znaleźliśmy dany pokój, Kastiel nerwowo zapukał w drzwi, a ja westchnęłam.
Drzwi od pokoju 120 się otworzyły.
- Co pan tak puka w te drzwi? - mówi trochę wściekłym tonem wychodząca pielęgniarka z pokoju.
-A to nie pani sprawa. Chce po prostu wejść do mojej przyjaciółki - spojrzał się groźnie na pielęgniarkę, a ona na niego.
- Przepraszam, ale kiedy będziemy mogli pogadać z doktorem? - przeniosłam wzrok na brązowowłosą.
- Gdzieś za pół godziny, albo za godzinę  - zerknęła na mnie.
- Co tak długo?! - zbulwersował się Kstiel.
Pielęgniarka odpowiedziała mu westchnięciem i wróciła do pokoju Alicji.
- Cholera...co jej jest - wysyczał wściekły i podszedł do ściany, którą następnie walnął.

czterdzieści-dziewięć minut później 

We trójkę czekaliśmy w poczekalni, aż doktor przyjdzie. Byliśmy troszeczkę poddenerwowani, ale co nam się dziwić...
Lysander siedział koło mnie. Wyjął on jakieś dwadzieścia minut wcześniej notes, ale wpatrywał się w go, nic nie pisząc. Kastiel zaś stał, oparty o ścianę z założonymi na klatce piersiowej rękami. Cały czas tupał nogą, co mnie niezmiernie denerwowało.
Spojrzałam się na zegarek, który wisiał na ścianie. Doznałam lekkiego szoku, kiedy zdałam sobie sprawę, że od naszego przyjścia minęło tylko pięćdziesiąt-jeden minut.
Westchnęłam zrezygnowana i wyjęłam z kieszeni mojego smartphone.
Poszukałam w kontaktach numeru mojego brata. Kiedy znalazłam dany kontakt z jego głupawym zdjęciem, kliknęłam na niego i wybrałam opcję esemesa.
,,Alicja jest szpitalu. Nie wiem co z nią jest, czekam na przyjście lekarza już prawie godzinę...jak się czegoś więcej dowiem skontaktuję się z tobą.."
Wysłałam mu tą wiadomość, a następnie napisałam do jej rodziców, że ich córka jest szpitalu.
Westchnęłam wkładając telefon do kieszeni, po chili poczułam wibrację. Wyjęłam smartphone i zaczęłam czytać esa od mojego brata.
,,Jak to, że jest w szpitalu! Cholera! Nie mogę teraz przyjechać do niej, jestem za daleko. Cholerna trasa koncertowa!
Chocolate, masz mnie informować o wszystkim co się dowiesz. Mam nadzieję, że z nią będzie wszystko okey, a i mam małe info, niedługo przyjadę was odwiedzić, bo gram koncert w sąsiednim mieście. Masz jej o tym nie mówić...ZROZUMIANO. "
Westchnęłam, a po moim czole spłynęła animowska kropelka.
- Najpierw się martwi, wyzywa i mi rozkazuje...jaki on irytujący...- pomyślałam zła i zaczęłam mu odpisywać.
,,Spokojna głowa, idiotyczny łbie XD Będę cię o wszystkim informować, a i nie bój się nie powiem jej o tej małej niespodziance...może...hihi XD"
,,JAK MNIE NAZWAŁAŚ! Jak przyjadę to dostaniesz serię łaskotek, a i masz jej nie mówić...BO ZABIJĘ."
Nic mu nie odpisałam, tylko spojrzałam się na chłopaków, którzy się we mnie wpatrywali.
- Piszesz esy, kiedy twoja przyjaciółka jest w szpitalu...no nieźle  - powiedział z zdenerwowanym tonem Kastiel, przewracając oczami.
- Pisałam tylko do jej rodziców  - spojrzałam się na niego groźnie.
Już chciał coś powiedzieć, ale do poczekalni wszedł doktor. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a kiedy spojrzał się w moim kierunku, zaczął iść w naszą stronę.
- Mogę z tobą pomówić? - spytał się mnie, gdy stanął przy nas.
Przytaknęłam głową, wstałam na równe nogi.
- A wy, - zwrócił się tym razem do chłopaków - możecie iść do jej pokoju  -  oni przytaknęli głowa i wyszli z pomieszczenia.
Po chwili lekarz również zaczął wychodzić, a ja ruszyłam za nim do jego gabinetu. Gdy byliśmy w środku, usiadł on za biurkiem, opierając się łokciami o nie.
- To powie mi pan co z Alicją?
- Po pierwsze...- uśmiechnął się -...wiem, że nie jesteś jej krewną.
- Jestem jej krewną  - uśmiechnęłam się krzywo.
- Spokojnie, nawet jak nie jesteś jej krewną to ci powiem co z nią jest  - uśmiechnął się, przechylając lekko głowę w bok.
- No, dobrze...- wydusiłam cicho. - Nie jestem jej krewną.
- Dziękuje za szczerość  - uśmiechnął się lekko. - A teraz czas przejść do sprawy z Alicją. -wyprostował się i spoważniał. - Nie jest z nią za ciekawie. Może nie wiesz, ale nas już odwiedziła w sierpniu. - zdziwiłam się.  - Wtedy była cięższym stanie niż jest teraz. Pluła krwią i przez nią się zakrztusiła, przez co nie mogła złapać oddechu i do tego...
- Zatrzymało jej się serce...- wydusiłam szokowana dokańczając za doktora.
- Tak... - przytaknął. - Jak ją uratowaliśmy była trzy tygodniowej śpiące, kiedy się wybudziła, była wtrząchnięta. Pamiętam co w tedy wyszeptała:
- Nie zostało mi za wiele czasu.
W głębi czułam jak by miała zaraz wybuchnąć płaczem.
- Zdziwiłem się i wtedy uświadomiłem sobie, że ona cały czas wiedziała o swoim poważnym stanie, ale nie wnikałem w szczegóły.
- Przecież przez ten cały czas, lekki powstrzymywały poważniejsze objawy...Co się stało, że jej się tak nagle pogorszyło? - mój głos cały czas drżał.
- Możliwe - zaczął cicho - ,że jest tak jak mówiła Alicja. Może nawet nie dożyć końca następnego roku.
Moje oczy poszerzyły się do granic możliwości. następnie przeniosłam swój szokowany wzrok na ziemię.
- Ale jest jedna szansa. Możemy ją podjąć operacji, ale niestety termin jest dopiero na sierpień -uśmiechnął się lekko. - Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to dożyję nawet tych siedemdziesięciu lat, albo nawet więcej.
Na jego słowa uśmiechnęłam się lekko, a w moim sercu zakorzeniła się nadzieję.
- Chociaż, że do sierpnia może jej być ciężko wytrzymać - moje kąciki ust od razu opadły.
- Co ma pan na myśli? - spojrzałam się na doktora pytająco.
- To, że jeżeli wszystko będzie się toczyć tym tempem co teraz, to przez ostatnie miesiące przyszłego roku, nie będzie mogła chodzić do szkoły. Będzie musiała leżeć w łóżku i pewnie dojdzie do tego już  w lipcu, bądź w czerwcu, a może nawet nie będzie takiej sytuacji.
- A mam takie małe pytanie...
- Słucham?
- Jaka jest szansa niepowodzenia tej operacji... - spojrzałam się w skupieniu na doktora. Zaś on odwrócił swoją twarz tak, że na mnie nie spoglądał. Przesz to domyśliłam się, że szansa jest mała.
- 99% szans na niepowodzenie, a 1% na powodzenie - ta wiadomość uderzyła we mnie jak błyskawica.
- Wiedziałam, albo umrze na stole opozycyjnym, albo umrze przez chorobę  - pomyślałam cicho, a mój wzrok zrobił się pusty.
Doktor wstał z miejsca, a ja wodziłam za nim wzrokiem.
- Ochłoń tu sobie  - uśmiechnął się słabo. - Zapomniałem ci przekazać  o jednej rzeczy. Musieliśmy zrobić małą operację, aby odprowadzić jej krew z brzucha  -zamknął na chwilę oczy. - A wiesz czemu tobie zdradziłem tą informację, - stanął przed drzwiami - ponieważ dzwoniłem do jej rodziców i tylko tobie zgodzili się wyjawić całą prawdę.
Wyszedł z gabinetu, zostawiając mnie samą.

Minęła dość długa chwila, zanim się ogarnęłam. Poklepałam się po twarzy i uśmiechnęłam się. Wyszłam z gabinetu i ruszyłam na górę do mojej przyjaciółki i kolegów.
Kiedy weszłam do pokoju, w oczy zaczęła razić mnie ta biel. Spojrzałam się na chłopaków. Kastiel siedział przy łóżku, spoglądając na Alicję, Lysander zaś stał przy oknie, z zamkniętymi oczami, opierając się o ścianę.
Podeszłam do łóżka na którym leżała moja przyjaciółka.
- I co z nią jest? - spytał się Kastiel.
-Wszystko, ok - uśmiechnęłam się lekko. - To tylko wyrostek robaczkowy  -wymusiłam cichy chichot.
-To dobrze  -złapał jej dłoń z małym uśmiechem.
Przez chwilę panowała cisza. Było tylko słychać pikanie w kardiografie, oznaczające bicie serca Alicji, oraz odgłosy spadającej kropli w kroplówce.
- Wcześniej napisałem do reszty  - przerwał tą ciszę Lysander. - Chocolate, zaraz tu będą...wyjdziesz ze mną po nich.
Przystanęłam głową i wyszliśmy z pokoju zostawiając czerwonowłosego i niebieskowłosom samych.

********
Kastiel

Nie wiem jakie władały mną uczucia, kiedy Alicja straciła przytomność i została zabrana do szpitala.
Może strach, zdenerwowanie, smutek, rozpacz, a może troska, bądź miłość.
Kiedy ta dziewczyna pojawiła się w moim życiu, wiedziałem, że ona wywróci cały mój świat do góry nogami. Chociaż znaliśmy się tak krótko to już zawładnęła całym moim umysłem, mówiąc prościej ...nie mogę przestać o niej myśleć.

Lubię się z nią droczyć. Lubię patrzeć jak się uśmiecha i śmieję.
Chociaż czasami mnie wkurza, to lubię z nią przebywać jak z nikim innym. Chociaż, że jest tylko moją przyjaciółką, chciał bym, żeby była dla mnie kimś więcej.
Spojrzałem się na jej twarz i zaśmiałem się cicho.
-Jak ty na mnie działasz dziewczyno - wyszeptałem cicho zadowolony.
Żadna z moich byłych tak na mnie nie działała jak ty. Zrozumiałem to dopiero kiedy tobie coś się stało. Jak by to była jakaś inna dziewczyna, z którą się umawiałem, nawet bym się nie przejął jej zdrowiem. A tu taka niespodzianka. Nie jesteś moją dziewczyną, a władasz całym moim umysłem i nastrojem.
Chwyciłem jej dłoń.
- Coś czuję, że jak byś się dowiedziała co teraz zrobię, to byś mnie zabiła  -zaśmiałem się. Następnie nachyliłem się nad nią i ją pocałowałem.
Odsunąłem się od niej i po raz pierwszy od bardzo dawna zarumieniłem się po pocałunku. Położyłem zawstydzony głowę na łóżko.
- Na serio, przez nią jest ze mną coś nie tak  - zaśmiałem się cicho, zamykając oczy.
Po pewnym czasie zdrzemnąłem się, zasypiając tej spokojnej melodii jej bijącego serca.

************************************************************************
Rozdział trochę krótki, ale wyrobiłam się z nim na sobotę!! Jupi, jupi jej :D
Teraz na stówę przyszły rozdział, czyli 5 pojawi się troszeczkę później niż w tą sobotę, ponieważ jest u mnie odpust przyszłym tygodniu i będę miała gości ;)
A teraz wracając do tematu XD W tym rozdziale dowiadujecie się troszeczkę o mrocznej przyszłości i przeszłości Alicji. Tak samo jest tu już pierwsza rozmowa (ale niebezpośrednia) z nowym bohaterem, który pojawi się później osobiście. To właśnie do niego (jak wspominałam wcześniej) zrobiłam grafikę z jego wyglądem ^^
Tak samo napisałam trochę inaczej końcówkę, mam nadzieje, że będzie wam się podobać ^^
Bez dłuższego przedłużania...pozdrawiam was wszystkich!

PS Rozdział był tylko po części sprawdzany, dlatego przepraszam za powtórzenia i błędy ;)

16 komentarzy:

  1. WoW.... Ostro ^^
    Podoba mi się <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę się przyznać. Bardzo rzadko płaczę, znaczy wcale.
    Teraz poryczałam się jak głupia, jak Chocolate rozmawiała z lekarzem...
    To było takie straszne. Ale jednak rozdział jest cudowny. Ma w sobie to coś, co zaprasza do czytania.
    Na prawdę szacun dla Ciebie, dziewczyno. Ty z nielicznych osób doprowadziłaś mnie do łez. Dziękuję.
    Pozdrawiam i życzę weny. ♥
    Całusy, xoo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że rozdział ci się spodobał :3
      Cieszę się, że doprowadziłam cię do łez, ja też rzadko płaczę przy czytaniu czegoś lub pisaniu, więc wiem jak się czujesz ^^
      Dziękuje jeszcze za wenę i komentarz :D
      I również przesyłam całuski <3

      Usuń
  3. I bam! Tajemnica bohaterki wyszła na jaw! Co się stanie gdy dowie się o tym reszta jej przyjaciół? Narazie Coco milczy i zwodzi ich iż jest to nie groźny wyrostek robaczkowy. Alicja ma czas do sierpnia, możliwe, że umrze w ciągu tych kilku miesięcy, a jeśli nie to na stole operacyjnym. Ale jest szansa, jedna jedyna! 1% daje bliskim dziewczyny nadzieję.
    No, no, no! Rozdział jak zawsze świetny! Końcówka była wręcz przecudna!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz Coco-chan :D
      Po prostu twój komentarz bym mogła skopiować i wkleić pod rozdział XD
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  4. Jejku. Świetny. Aż mi się łezka w oku zakręciła. Ciekawie się robi :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. "jej on perfekcyjnie," -> ona :D + powtórzenia

    Widać, że z rozdziału na rozdział się poprawiasz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i jeszcze nie wiem gdzie to napisać, ale ja nie widzę lewej kolumny.

      Usuń
    2. O~ miło to słyszeć z twoich ust XD
      Błąd poprawie ^^

      Usuń
    3. Odśwież, to może zadziała ;)
      A jak to nie zadziała, to sama nie wiem, czemu ty jej nie widzisz...

      Usuń
    4. Nie, chodzi o to, że przycina mi pół kolumny.

      Usuń
    5. To pewnie taki bug, odświeżenie również powinno pomóc ;)

      Usuń